ABSOLUTNIE PRZEŻYCIA
I ABSOLUTNA PRAWDA!
Książke napisałem wielee lat temu!
ŚLADAMI PRZEŻYĆ DO PRAWDY!
Sydnejski ranek zapowiadał się imponująco. Słońce wschodziło błyskawicznie, by dojść do swego zenitu, aby wkrótce odczuć działanie australijskiego upału. Czekałem na swego kolegę, który miał zapoznać mnie z nowo przybyłym rodakiem z Polski. Czas oczekiwania przedłużał się. Zastanawiałem się czy to nie nowy blef Wojtka, który robił mi często nieprzyjemne niespodzianki. Pomyślałem czy warto na nich czekać i mieć z tego powodu zepsuty dzień. Czas uciekał błyskawicznie i szkoda mi było pięknego dnia. Zniecierpliwiony zacząłem szykować się do wyjścia, przynaglając swoją żonę, by się pośpieszyła. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Po tamtej stronie odezwał się jakiś nieznajomy mężczyzna pozdrawiając mnie w ojczystym języku.
Mam na imię Jurek - przedstawił się mój rozmówca. Przepraszam, że zakłócam panu spokój, ale zmuszony byłem zadzwonić gdyż nasz wspólny znajomy Wojtek nie mógł dzisiaj przyjść razem ze mną do pana. Pomaga pewnej grupie Polaków, którzy nielegalnie pracują na farmie kurczaków, zostali aresztowani i czeka ich natychmiastowa deportacja do kraju. Ja jednak chciałbym spotkać się z panem i opowiedzieć coś o sobie. Nie chciałbym dużo mówić na telefon, no wie pan "ściany mają uszy. Ciągnął mój rozmówca, który wyraźnie miał ochotę spotkać się ze mną. Wyczułem, że rzeczywiście dopiero co przyjechał z Polski i jeszcze w polskim duchu będąc lekko zażenowany chciał poznać jak najwięcej rodaków w Australii.
Spotkaliśmy się w jednym z pięknych sydnejskich parków Centenial Park. Jurek z wyglądu przypominał mi mojego brata, który już nie żył. Brat mój umarł dosłownie w dwa miesiące po tym kiedy go odnalazłem w USA po szesnastu latach rozłąki. Jak przyjechałem do Nowego Jorku obaj nie poznaliśmy się, tak znak czasu i troski zmieniły nasz wygląd. Ryszard, brat mój był zachwycony moją nagłą wizytą, żona jego blada jak anioł śmierci raczej wolałaby mnie nigdy już więcej nie oglądać. Jej wnętrze duchowe strasznie nienawidziło mojej świadomości. Śmiertelny jej blady wygląd wzbudzał we mnie podejrzenie, że brat mój był w jarzmie szatańskich duchów, które ją nawiedzały.
Po dwudniowym pobycie w domu mojego brata dość poważnie zachorowałem. Zielono-żółta flegma leciała mi z uszu, nosa i gardła. Z osłabienia słaniałem się na nogach. Strasznym przeżyciem było dla mnie jak usłyszałem, że bratowa nalega na brata, by jak najszybciej pozbyć się mnie, gdyż nie stać ich na mój ewentualny pogrzeb.
Gorzko było mi przeżywać wyrzuty, że moja braterska miłość goniła mnie do odnalezienia swego ukochanego, starszego brata, a teraz będąc w kłopotach nie mogłem liczyć na pomoc rodziny.
Z olbrzymią gorączką, półprzytomnego wpakowali mnie do pierwszego lepszego autobusu jadącego w kierunku Kaliforni. Teraz będąc na pograniczu śmierci czekał mnie niebezpieczny, czterodniowy powrót do Los Angeles, gdzie pozostawiłem swoje bagaże.
Ironia losu, ja znalazłem swojego brata, któremu chciałem pomóc, a teraz sam potrzebowałem pomocy, jednak nie miałem skąd jej otrzymać. Gdyby nie aniołowie od Boga, którzy przyszli mi z pomocą poprzez pewnego Filipińczyka; kto wie czy wróciłbym żywy do Australii.
Jurek był rozkojarzony na widok egzotycznej zieleni w sydnejskim Centenial Park. Widać, że potrzebował odpoczynku po długiej podróży do Australii. Wyczułem, że dręczyły go jakieś niemiłe przeżycia z Polski, szukał jakiejś ucieczki od tych wszystkich bolączek, by wygadać się do kogokolwiek, by zrzucić z siebie balast.
Dość szybko zdążyłem się przekonać, że moje podejrzenia były słuszne. Mój nowo poznany kolega był bardzo gadatliwy i nieomal jednym tchem opowiedział mi wprost niesamowite historie osobistych przeżyć. Byłem zaskoczony bo w naszych charakterach było coś wspólnego, gdyż przeciwności losu miotały jego życiem zupełnie podobnie jak moim. Poza tym łączyły nas podobne zainteresowania religijne.
Panie Jurku zapewne nie domyśla się pan jak doszedłem do tego, że obraz czarnej madonny to zwykłe oszustwo? - spytałem swego rozmówcę, który w swych opowiadaniach często poruszał temat obrazu czarnej madonny.
Widzi pan, panie Jacku czytałem pana książki; powiedział Jurek. Wojtek, nasz wspólny znajomy próbował i wmówić, że są one bez większej wartości i starał się on na siłę wciągnąć mnie do swojej sekty, która nazywa się adwentyści czy coś w tym rodzaju. Ja właściwie starałem się opowiedzieć mu o swoich przeżyciach i wytłumaczyć, że ja nie szukam miejsca w jakimś kościele, lecz ludzi, którzy są wolni od wszelkich kościołów i orientują się w sprawach, które są ewidentne w obecnych czasach.
Wojtek od razu zorientował się - ciągnął dalej mój rozmówca; że pan będzie odpowiednim człowiekiem do mojego towarzystwa i nie pomylił się. Pan podobnie jak ja dąży, by poinformować ludzi, że obraz częstochowskiej madonny to zwykły szatański trik.
Panie Jurku przejdźmy na ty, tak będzie łatwiej porozumieć się - zaproponowałem mojemu nowemu przyjacielowi. Ja też tak myślę, gdyż nie wypada nam się tak "panować" - powiedział mój nowo zapowiadający się przyjaciel, który od początku czuł do mnie sympatię.
Jurek, co wydarzyło się w twoim życiu, że zacząłeś interesować się obrazem częstochowskim, który wyobraź sobie w moim życiu stał się dziurą w szatańskiej ścianie ciemności przez którą zobaczyłem prawdziwe oblicze kościoła rzymsko-katolickiego? - z zaciekawieniem zwróciłem się do Jurka.
Wiesz, to było tak - zaczął Jurek. W latach sześćdziesiątych kiedy żona moja porzuciła mnie znajdując sobie innego przyjaciela naprawdę nie wiedziałem co mam z sobą zrobić. Błąkałem się po warszawskich ulicach opuszczony, bez większych nadziei. Nie mogłem pozbierać się do kupy. Diabeł przygotował mi ogromną życiową zasadzkę i nikt wtedy nie byłby w stanie wyrwać mnie z szatańskich szponów. Wtedy jeszcze nie byłem zorientowany, że istniał jakiś plan względem mojej osoby wyreżyserowany przez szatańskie moce. Najpierw diabeł doprowadził do tego bym utracił moją żonę rozbiwszy naszą rodzinę. Wiedział, że szczególnie będę przeżywał stratę mojego czteroletniego synka, którego bardzo kochałem. Łatwo mu było wplątać mnie w diabelskie intrygi. Wstrętne diablisko sprytnie któregoś dnia podszepnął mojej byłej małżonce do ucha, że ja mogę wyrządzić dziecku krzywdę i ona zabroniła mi nawet odwiedzać mojego synka w przedszkolu. Zaraz ówczesna milicja zagroziła mi pobiciem jeśli będę starał się zobaczyć z nim. Rozpacz moja była okropna. Tak byłem uciśnięty w swych przeżyciach, że musiałem porzucić pracę w przedsiębiorstwie taksówkowym, gdzie wówczas byłem zatrudniony. Pracując jako taksówkarz czasami jechałem gdzie indziej niż zlecił mi pasażer - dodał Jurek. Efektem tego wszystkiego było to, że musiałem potem dokładać moje własne pieniądze aby rozliczyć się z przejechanych kilometrów.
Pewnego dnia będąc półprzytomny z przygnębienia spotkałem na swojej drodze diabła, który podszył się pod skórą mojego byłego kolegi, którego zarazem można nazwać moim prywatnym, wieloletnim, niebezpiecznym prześladowcą. Z człowiekiem tym związany byłem nieomal od dzieciństwa. Matka jego za jakąś kradzież dostała piętnaście lat więzienia. On jako trzynastolatek nie miał gdzie się podziać. Nalegałem na swoją mamę, by go usynowiła aby zamieszkał razem z nami. Byłem młodszy od niego o rok i dużo radości sprawiał mi fakt, że mogłem mieć nowego brata prawie rówieśnika, który mógł mieszkać w moim domu. Na imię miał on Henryk. Henryk okazał się dla mnie bardzo wredny. Pod pozorem narzekań jaki to on jest poszkodowany zrywał ze mnie nieomal każdy ciuch w jaki ubrali mnie moi rodzice, choć jemu również niczego nie brakowało. Sytuacja czasami była nie do zniesienia. Po kilku latach udało mu się dostać do szkoły morskiej i moje kłopoty w pewnym sensie skończyły się. Zawsze byłem i jestem bardzo cierpliwy i spokojnie zniosłem wszystkie przykrości od Heńka. Jednak gdy dostał się do Szkoły Morskiej w Darłowie życzyłem mu wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia myśląc, że ta rozłąka będzie dobra dla nas obu. Rozstanie nie trwało jednak długo. Jakiś czort pchnął mnie w jego ślady i po roku stałem się posiadaczem pięknego mundurka Szkoły Morskiej w Darłowie.
Nie na długo nacieszyłem się tą nową zmianą w życiu, gdyż po roku uczniowie tamtejszej szkoły zaczęli strajkować z powodu złych warunków życia jakie tam panowały. Wszyscy rozjechaliśmy się do swoich domów i wielu z nas już nigdy tam nie wróciło. Podobnie i ja po zakosztowaniu wolności w Warszawie więcej nie wróciłem do Darłowa. Po zakończeniu strajku Heniek nalegał na mnie, by wracać z powrotem. Ja jednak nie chciałem, zresztą wkrótce i on zrezygnował z dalszej edukacji. Życie znowu złączyło mnie z tym człowiekiem aż do momentu kiedy on wraz ze swoimi kolegami okradli moją ciotkę, a potem wylądowali w więzieniu. Od tamtego momentu nie widziałem go przez wiele lat. Jednak niefortunnie znowu pojawił się na mojej drodze. Jakby nakręcony przez nieznane mu moce, które użyły go do planu wciągnięcia mnie w szatańskie sidła, o czym obaj nie mieliśmy pojęcia.
Heniek spojrzawszy mi w oczy wyczuł od razu, że ze mną coś nie jest tak. Moja wychudła, zmizerowana twarz po ostatnich przeżyciach była moją wizytówką dla otoczenia.
O bracie. Coś z tobą nie jest za wesoło - zagadnął Heniek. Pociekły mi łzy; chyba z powodu, że jak do tej pory nikt nie znalazł się na tym świecie, by się nade mną użalić. Rodzice moi już dawno nie żyli, reszta rodziny się porozjeżdżała i mało kogo interesowała moja osoba.
Choć tyle krzywdy w przeszłości spłynęło na mnie ze strony Heńka, tak teraz przyjaźnie spojrzałem w jego lodowate, szare oczy, w których na razie jeszcze nie wyczułem podstępu.
Zapomniałem o wszystkich przykrościach jakie mi wyrządził, a szczególnie o tym, że po okradzeniu mojej ciotki powiedział w sądzie, że to ja namówiłem go do tego. Wpadając w ręce milicji w szale zazdrości widząc, że ja pozostaje wolny starał się przed prokuratorem wrobić mnie jako wspólnika, który nadał mu złodziejską robotę.
Ja myślałem, że ty potrzebujesz pomocy - wykrztusił z siebie Henio; mój kochany kolega, a zarazem wieczny mój dręczyciel. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - kontynuował dalej Henryk. Czy myślałeś kiedykolwiek robić pieniądze dla samego siebie we własnym biznesie? Spytał mnie nagle.
Wtedy nic nie docierało do mnie. Byłem na wszystko obojętny. Byłem głodny i bardzo zmęczony, gdyż od wielu dni nic nie jadłem ani nie spałem. Heniek zatrwożył się o mnie poważnie. Trzeba udzielić ci natychmiast pomocy - mówił podniecony. Zaraz zabrał mnie do siebie, gdzie o dziwo spotkałem siostrę jego żony, z którą kiedyś w młodych latach bardzo się przyjaźniłem. Henio zaraz przypomniał sobie fakt jak przysłał mi list z więzienia przepraszając za fałszywe zeznania, a jednocześnie prosząc bym powstrzymywał na duchu jego dziewczynę Elę, siostrę mojej przyjaciółki, by na niego czekała aż wróci.
Pamiętam jak dużo czasu zajęło mi przekonanie Eli, że Heniek naprawdę nie zdawał sobie sprawy ze swego czynu. Prosiłem Elę ze wszystkich sił, by jednak mu wybaczyła i poczekała aż wróci z więzienia.
Ela bardzo mnie lubiła i przyrzekła mi, że Heńka nigdy nie zdradzi. Jak widać dotrzymała słowa bo była obecnie jego żoną.
W domu była przyjemna atmosfera, widać było, że Heniek troszczy się o swoją rodzinę. Ela bardzo się ucieszyła, że mogła mnie zobaczyć. Jak się okazało była ona bardzo chora na nerki. Henio zaś będąc dobrym mężem troszczył się o nią wyjątkowo. Ich czteroletni synek rósł jak na drożdżach i wyglądał na grzecznego chłopczyka. Cała ta historia z ponownym pojawieniem się Heńka w moim życiu jakoś mnie ożywiła, a dokończeniem tej całej sielanki było pojawienie się Krystyny siostry Eli, która ciągle zakochana we mnie nie ułożyła sobie jeszcze życia. Wszystko potoczyło się jak we śnie. Nagle wyrosły przede mną nowe perspektywy życiowe. Otoczono mnie z każdej strony niesamowitą opieką. Nim się obejrzałem zostałem wyposażony w błyszczącą kopię obrazu madonny częstochowskiej oraz specjalną legitymację z pieczątką wytwórni obrazów mieszczącą się w Częstochowie. Dumnie wpisano do legitymacji moje imię i nazwisko jako przyszłego wspólnika nieznanego mi jeszcze biznesu.
Wszystko jakby przez kogoś było super zaplanowane. Układało się z każdej strony w nieprawdopodobny sposób. Henio przydzielił mi do współpracy swego kumpla Eryka, który miał za zadanie nauczyć mnie zbierać zamówienia na rzekomo święte obrazy i portrety w polskich wsiach i miastach.
Mój nauczyciel jak potem okazało się był potomkiem jakiegoś Niemca, który "zmajstrował" go w czasach okupacji z polską mamusią. Niemiec w szybkim czasie gdzieś się podział pozostawiając po sobie potomka w polskiej skórze, który fatalnie czuł się w polskim narodzie.
Historię tę opowiedział mi sam Eryk, który zawsze uważał się za Niemca, a Polaków miał w wielkiej pogardzie. Przy każdej okazji wywyższał się ponad moich rodaków i w ich kierunku leciały wyzwiska aż mi uszy więdły. Nie lubiłem tego człowieka, gdyż był bez jakiegokolwiek uczucia miłosierdzia. Był ogromnym przeciwnikiem wszystkich ludzi, którzy wierzyli w Boga. Często podczas wędrówek opowiadał mi jak to na siłę doprowadzał do wyrwania pieniężnych zaliczek za złożenie zamówienia na obraz od jakiejś polskiej wieśniaczki lub wieśniaka używając przy tym "zawodowych chwytów" oszukańczych. W jego głosie zawsze była ironia i zadowolenie, że znów oszukał kogoś w sprytny sposób. Liczyła się tylko zaliczka, nie ważne było czy obraz będzie dostarczony czy nie. Dostawa obrazu leżała w kompetencji Heńka, który w cichym warsztacie teścia składał je w całość zakupując uprzednio w częściach w Częstochowie. Montował on je w ramy i dostarczał do naciągniętych przez nas wieśniaków, pobierając resztę pieniędzy, które jak na ówczesne czasy były ogromną fortuną.
Eryk, nazista z wielką pasją uczył mnie jak mam być bezczelny i bezlitosny i nacierać na wieśniaków, którzy bronili się jak tylko mogli przed nabyciem madonny częstochowskiej. Mnóstwo razy narzekał na mnie do Heńka, że przydzielił mu taką "ciemną ofiarę losu", z którą się teraz musi męczyć i w żaden sposób nie może mnie przekonać, że nie ma Boga i że religia to czysty biznes.
Pamiętam jak w hotelowym pokoju wyprężony Eryk uczył mnie na pamięć wspaniałej jego zdaniem regułki, która rozmiękczała serca Polaków, którzy chcieli czy nie, musieli w końcu kupić "złotą maryśkę", jak nazywano obraz częstochowski w żargonie zawodowym.
Eryk swym obrzydliwym, żabim głosem darł się na mnie jak gestapowiec w hitlerowskim obozie: "jak wchodzisz do chałupy od razu wal prosto w ten sposób, jestem z firmy częstochowskiej, oto moja legitymacja. Przyszedłem zapisać na obraz częstochowski wytłoczony z okazji tysiąclecia chrztu polskiego. Chcielibyśmy, by obraz ten był w każdej polskiej chacie, więc musicie państwo wyrazić zgodę, bo inaczej pomyślimy, że jesteście poganie!
Dzisiaj już rozumie, że diabeł najpierw posługiwał się swoimi ofiarami, aby potem inni zarażeni fanatyzmem pogłębiali ten kult i popadając w wielką głupotę szerzyli biznesowy kult maryjny.
Obraz był posypany proszkiem z mosiądzu i błyszczał jak złoty. Ludzie byli urzeczeni na pierwszy jego widok i zaraz wyciągali sto złotych na zaliczkę. Nie wiedzieli, że obraz był z plastiku obsypany mielonym proszkiem w kolorze złota i że zmontowała go ręka zwykłego grzesznika Henia, który przy każdej lepszej okazji zło wieszczył na kościół katolicki, że są to złodzieje i zarzekał się, że nigdy do niego nie przystąpi. Jego mama tak wiele opowiadała mu o tym kościele, że wystarczy mu do końca życia, by go nienawidzić.
Patrzyłem na aktorską grę Eryka, tego zwykłego, dziwnego człowieka. Nie mogłem sobie pogodzić jego samego z rolą jaką wykonywał, gdyż był człowiekiem niewierzącym i tak naprawdę kanalią życiową. Ciągle zadawałem sobie pytanie: co ja tu robię skoro wierzę w Boga jakiego przedstawiono mi w kościele katolickim, a teraz handluję takimi śmieciami. Na tym "śmierdzącym" stanowisku trzymała mnie jakaś nieznana mi wtedy jeszcze siła, która szepcąc do ucha ukazywała mi wizję ogromnych zarobków przez które zaimponuję mojej utraconej żonie, która szczyciła się ze swego zamożnego kochanka, który zarabiał aż 4500 złotych miesięcznie, które na owe czasy były zarobkami niezwykłymi.
Nie powiem, nie pomyliłem się. Mój zasób pieniężny potęgował się z dnia na dzień. Za pośrednictwem wstrętnych, fałszywych obrazków stawałem się człowiekiem zamożnym. Sprzedawaliśmy nie tylko madonny ale również półnagie panie wśród białych łabędzi, które to w żargonie zawodowym nazywały się "rozwalichy". Nie brakowało nam też zamówień na portrety robione z maleńkich zdjęć legitymacyjnych, na których na życzenie klientów łysi nagle mieli przepiękne loki, a niektórzy byli szeregowi żołnierze z przedwojennego wojska stawali się piękni w generalskich mundurach z szabelką pod pachą.
Teraz poczułem się pewniejszy. Swoją własną wypracowaną metodą ubrany na czarno jak ksiądz delikatnie zwracałem się do swoich klientów wślizgując się w ich uczucia, przez co często brano mnie za księdza i bez problemu kupowano ode mnie czarną madonnę w złotej plastikowej "podkoszulce". Wydawało mi się, że postępuję rzetelnie, nie jak to czynił mój nazistowski nauczyciel Eryk strasząc ludzi, że przyjdą na nich pioruny i spalą chałupę lub padnie ich dorodna krówka jeśli nie kupią obrazu od niego.
Eryk przynosił do hotelu imponujące sumy. Czasami przez jeden tydzień pracy mógł kupić sobie samochód. Jednak nie tego on chciał. On planował następną ucieczkę do Niemiec, do jego "rodzinnych stron", jak je nazywał. W chwilach osobistych zwierzeń opowiedział mi jak poprzednio już uciekał ale złapano go i wsadzili do więzienia, w którym poznał Henia i mojego dręczyciela diabła, który mieszkał w jego sercu. Teraz Eryk dochrapał się już fałszywego paszportu i plan jego w przyszłości miał osiągnąć stu procentowe powodzenie. Po miesiącu nigdy jego już nie widziałem. Widocznie obawiając się zwierzeń wolał jak najszybciej zrealizować plan ucieczki, bo w końcu byłem dla niego zwykłym, głupim polaczkiem.
Od momentu zniknięcie Eryka z mojego życia sam jako doświadczony biznesmen działałem na terenie Polski z fałszywymi obrazkami, które ludziom z mózgu robiły przysłowiową wodę. Już stać mnie było wynająć na cały tydzień taksówkarza, który za nędzne grosze w stosunku do moich zarobków kłaniał mi się w pas i wiózł mnie gdzie tylko chciałem.
Interes rozwijał się wspaniale, że Heniek nie nadążał montować obrazów w ramy. Ja pozbyłem się konkurenta, nazistowskiego Eryka. Heniek tymczasem zyskał wykwalifikowanego oszusta, którego diabeł wrobił w "brudną" robotę.
Po pewnym, czasie zauważyłem, że mój pracodawca Henio zaczął mnie nagminnie oszukiwać. Po prostu nie oddawał mi pieniędzy za bez zaliczkowe zamówienia. Umowa była 40% od całej sumy, tymczasem Henio już zaczął przebąkiwać, że za dużo zarabiam nie mając właściwie żadnych obowiązków. On musiał jeździć do Częstochowy narażając się na patrole milicji, które wyłapywały takich handlarzy, a potem rozwoził te śmieci. Siłą zmusił mnie, żebym mu pomagał, ponieważ on sam nie daje sobie rady.
Któryś raz z kolei, nocą musiałem jechać z Heńkiem i wynajętym kierowcą wypakowanym po brzegi obrazami samochodem. Padał deszcz. Nowo poznany kierowca wypytywał o szczegóły, po co wieziemy taki dziwny towar? Czy to jest legalne co my robimy? Heniek wyciągnął kawałek papieru, na którym było rzekome zezwolenie z częstochowskiej firmy na przewożenie tych śmieci. Akurat w tym samym momencie drogę zagrodził nam funkcjonariusz ówczesnego MO patrolujący tę drogę. Była druga w nocy. Nasz ciekawski kierowca z wesołym uśmieszkiem zapytał milicjanta. Stało się coś władzuniu? Co wieziecie pod tymi kocami? - zapytał milicjant. Niedoinformowany, szalony taksówkarz jednym tchem powiedział: Mebelki, malutkie pianino, przeprowadzamy się do Żar, gdyż właśnie w tym kierunku jechaliśmy. Milicjant uchylił rąbek koca. W jednej chwili buchnęło w niego światło złotych obrazków rozjaśniając ciemną, pochmurną noc. Proszę jechać za mną na komendę! - rozkazał milicjant, wskazując na milicyjny samochód marki Warszawa, który zagradzał nam drogę.
Heniek siedział jak sparaliżowany, on miał się czego bać. Wszystkie dokumenty prawdopodobnie były sfałszowane na wzór prawdziwych jakimi kiedyś dysponował pracując u pani Kiewczyńskiej w Częstochowie. Henryk wyzwał kierowcę od głupków, który wpakował nas w kabałę.
Dotarliśmy do podmiejskiej komendy milicji w Łodzi. Kazano nam czekać w poczekalni pod kontrolą milicjanta. Zdenerwowanemu Heńkowi nogi latały jakby były całe z galarety. Przytuliłem się do niego uspakajając go, żeby się nie martwił. Sam modliłem się i przylgnąwszy do stolika usnąłem. Szarpnięty za ramie stanąłem na równe nogi. Była siódma rano kiedy w szaleńczym tempie przybiegł do nas komendant bardzo zły, że tak rano go obudzono.
Chodźcie tu za mną gagatki, ja wam pokaże. Panie władzo ja mam pozwolenie na przewóz tych obrazów! - krzyczał ratujący się z opresji Henio. Komendant stanął jak wryty. Momentalnie odwracając się na pięcie powiedział do Henia; te swoje zezwolenie schowaj sobie w "cztery litery"! Złapał wściekle go za rękaw i pchał przed sobą.
Dotarliśmy do pokoju, który był zawalony podobnymi "złotymi maryśkami" jak nasze i innymi bałwanami. Macie to wszystko natychmiast zabrać i żebym was więcej nie widział! - krzyczał milicjant cały czerwony na twarzy ze złości. Po chwili ciągnął dalej: "cholera pisałem do Warszawy do władz nadrzędnych, by zabrali to ścierwo gdzieś i nie chcieli, pisałem do władz kościelnych i też się na mnie wypięli, dzisiaj na was kolej. Jeśli tego nie weźmiecie wpakuję was do kicia". Oczy wyszły nam na wierzch ze zdumienia jaki obrót wzięła cała sprawa. Trąciłem Henia w rękę mówiąc - a nie mówiłem, że jestem fartowny chłopak i wyjdziemy z tego bez szwanku? Kapitan milicji uśmiechnął się. Od początku wyczułem, że mnie polubił bo do każdej rozmowy dorzuciłem jakiś fajny żarcik, po którym milicyjny, służbowy ton topniał jak zimowy lód na wiosnę.
Heniek klął w żywe kamienie, że musiał ugniatać "swoje piękne obrazki" jakimiś innymi, które według niego zrobione były przez partaczy. Co ja zrobię z tym śmietniskiem? - żalił się jeszcze cały roztrzęsiony. Panie Heniu ja je wezmę, niech się pan nie martwi - powiedział przedsiębiorczy już taksówkarz. To wszystko przez pana idiotyczne teksty, które pan sprzedał temu milicjantowi na drodze. Lepiej się pan zamknij! - siarczyście odciął Heniek.
Miałem już po same uszy tej idiotycznej jazdy na "zdawkę obrazową" jak to się nazywało w zawodowym języku "deklarzy". Dalej jechaliśmy nie mając żadnych kłopotów ze strony władz. Diabeł uścielał nam drogę, by wyrwać resztę pieniędzy od ogłupionych wieśniaków. Henio był szczęśliwy, że tak mu się udało. Dodatkowo jego diabeł stróż przez milicyjne obrazki wpakował mu kupę forsy do kieszeni.
Po przyjeździe do Żar w pierwszorzędnej restauracji hotelowej zjedliśmy obiad, a potem ruszyliśmy na podbój tamtejszych wiosek, by rozwieźć obrazy i odzyskać resztę pieniędzy od osób, które wcześniej wpłaciły zaliczki. W pierwszej i drugiej wiosce nie było nikogo. Jak się dowiedzieliśmy wszyscy pojechali do pobliskiej miejscowości na zabawę. Ileż to trudu musieliśmy włożyć aby pijanych w dym wieśniaków doprowadzić do porządku, by zapłacili resztę forsy za obrazy. Powstała wielka awantura bo jeden pijany wieśniak, piegowaty i rudy jak lis nie poznawszy siebie na ślubnym portrecie wziął inny ładniejszy i w żaden sposób nie chciał go oddać. Tymczasem właściciele portretu pobiegli po sztachety z płotu, by wybić z głowy złodziejowi jego błędne przekonanie.
Henio cieszył się jak mały diabełek z takiego obrotu sprawy. Dla mnie osobiście był to ponury widok. Naprawdę nie miałem ochoty żartować sobie z tych ludzi jak to robił ateista Henio i uciekinier Eryk, nazistowski zwolennik metod hitlerowskich. Mnie ciągle coś gniotło wewnątrz i zastanawiałem się jaki jest sens tego kultu madonny, który wydawał mi się obłudny i fałszywy. Wtedy to jeszcze nie wiedziałem, że diabeł i jego aniołowie zamierzają powtórzyć ten sam trik jaki zastosowali w czasach babilońskich, który jest opisany w Księdze Daniela. Duchy zwodnicze w ten sposób chciały zwieść ludzi ukazując ich jako głupków i nieudane dzieło Boże.
Nigdy przedtem nie byłem w częstochowskim klasztorze ani na żadnej pielgrzymce. Wtedy byłem w głębokiej nieświadomości i do końca nie dano mi zrozumieć w jakim celu działa ta cała diabelska kościelna machina religijna.
W kościele na kazaniu zawsze chciało mi się spać. Szukałem ciągle wolnego miejsca, by wyciągnąć nogi i myśleć o wszystkim, ale nie o tym co ksiądz mówił z ambony. Mój własny diabeł przydzielony mi w moich codziennych przeżyciach wichrzył mi myśli; jak wredny przyjaciel nie opuszczał mnie nawet na moment. Ja natomiast siedząc jak na ruskim kazaniu wyczekiwałem tylko końca. Pamiętam gdy przyszło mi ustąpić miejsce jakiejś staruszce, wielka rozpacz zaglądała do mojego serca, ponieważ nogi zawsze miałem jak z waty i trudno mi było wytrwać te dziwne kazania, w których nie brakowało tematów politycznych.
Nigdy przedtem w kościele nie patrzyłem na obraz madonny z zaciekawieniem. Teraz wiem, że przyniósł mi on pecha i przynosi każdemu Polakowi, który nie rozumie dlaczego cierpi jego ojczyzna.
Mama moja na siłę została wyciągnięta do odwiedzenia klasztoru częstochowskiego przez śmiertelnie bladą bratową po zmarłym bracie z Ameryki, która jadąc akurat w kierunku Częstochowy zabrała ją ze sobą. Wkrótce po tej fatalnej podróży mama umarła na raka w wielkich męczarniach.
Mama moja miała naprawdę ciężkie życie. Mój ziemski opiekun - tato rzadko kiedy bywał trzeźwy. Dzień po dniu diabeł przez niego niszczył nasze rodzinne więzy. Nie chcę opowiadać szczegółowo co ja i moja rodzina przechodziliśmy każdego dnia, ale życie moje przypominało raczej koszmar niż dom rodzinny. Nigdy przedtem nie miałem chęci o tym komukolwiek opowiadać, bo zresztą kto by uwierzył, że mogłem tyle wytrzymać.
Siostry moje okazały się złodziejkami i oszustkami. Jedna z nich bez mojego zezwolenia zameldowała mnie w spółdzielczym mieszkaniu by otrzymać przydział na większe mieszkanie. Druga w efekcie miała argument, by wyrzucić mnie z rodzinnego domu, bym stał się bezdomnym. Istny koszmar w zwariowanej rodzince.
Wracając do biznesu "obrazkowego" muszę powiedzieć tobie Jacku, że zakończył on się dość niefortunnie dla przedsiębiorczego Henia. Ja od niego odszedłem, a na moje miejsce przyszli inni i zaczął mu się grunt pod nogami walić. Szantażowali oni Henia o dość znaczne sumy. On jednak nie zapłacił ani grosza, więc jego przyjaciele podali go do urzędu finansowego, który obłożył go ogromną karą, którą miał spłacać przez wiele lat. Ja zdecydowałem się nie współpracować więcej z Heniem i oświadczyłem mu moje nowe przedsięwzięcie, a mianowicie: Pojechałem do szefowej do Częstochowy i bezpośrednio z nią zawarłem kontrakt współpracy. W końcu moje talenty w rozprowadzaniu obrazków nie mogły zmarnować się, oświadczyłem mu wprost. Henio wpadł w szał, ale nagle ucieszony przez swego przełożonego, który siedział w nim, a szczególnie w jego sercu zaproponował mi, że będzie moim pośrednikiem w zdobyciu legitymacji, tym razem prawdziwej, od samej szefowej.
Pani Kewczyńska była bardzo otyła. Jej staroświeckie mieszkanie w jednej z częstochowskich kamienic było całe obwieszone obrazkami. Sztuczne złoto świeciło z ram przeróżnych obrazów. Również cała pani Kewczyńska opływała w złocie. Ręce jej były pełne złotych bransolet wysadzanych kamieniami i wielkie kolczyki w kolorze ruskiego złota czyniły ją podobną do ruskiej osiemnastowiecznej księżniczki. Była ona zupełnie obojętna na nasze przybycie i patrzyła na nas z pogardą.
Ładnie pan mnie wrobił panie Heniu - powiedziała chrapliwym głosem; zwracając się do Heńka. Milicja często pytała mnie czy wystawiłam panu legitymację i dokumenty mojej firmy pozwalając na rozprowadzanie obrazów. No cóż zna pan moje miękkie serce - powiedziała pani Kewczyńska. Po chwili ciągnęła dalej – potwierdziłam te legitymacje, że tak chociaż wie pan, że prawda była inna. Legitymację sfabrykował pan sam jak zwykły oszust! - zakończyła stanowczo.
Spojrzałem na Heńka wyzywająco, gdyż on bez przerwy wmawiał we mnie, że wszystko jest legalne. Henio cały czerwony ze wstydu wyjąkał; no wie pani, mam rodzinę na utrzymaniu, a teraz żona moja spodziewa się następnego dziecka. "A co mi tam" - powiedziała pani Kewczyńska. "przestań się pan tłumaczyć, mam to wszystko w nosie, ponieważ wszystkiego nie zabiorę do grobu. Kazio, mój mąż umarł teraz życie moje jest smutne i co mi z pieniędzy. Milicję również mam w czterech literach" - dodała pani Kewczyńska. "Róbcie sobie co chcecie ale lepiej będzie dla was jeśli będę wiedziała o wszystkich przedsięwzięciach na wypadek gdyby milicja znowu coś wywąchała".
Henio podbiegł i przylgnął do szefowej. Tuląc się w jej barczystych ramionach, pieścił ją słowami - pani jest zawsze taka kochana jak nikt inny na świecie. Ona objęła go i z uśmieszkiem swymi dużymi wy szminkowanymi na bordowy kolor wargami wymierzyła mu pocałunek prosto w czółko. Henio zakomenderował do mnie stanowczo - "przytul się do kochanej pani Marysi to i tobie ona pobłogosławi!"
Ogromna gorączka i swąd potu buchający od pani Kewczyńskiej zrobiły mi z mózgu wodę. Pani Marysia głaskała moją głowę szepcząc mi kusząco do ucha, że teraz i dla mnie już zawsze będzie pomocna. Po niedługim czasie miałem już legitymację z prawdziwą pieczątką firmy pani Kewczyńskiej, która otwierała mi horyzontalne działanie we wszystkich wioskach w całej Polsce. Pech chciał, że w okresie kiedy zaczynałem działać z wielką energią, stanęła mi na drodze jakaś przeciwna siła. Organy rządowe dokładnie przez kogoś poinformowane zastawiały coraz częściej pułapki na "deklarzy" handlujących obrazami. Z przerażeniem przeczytałem artykuł w "Przyjaciółce", gdzie oczerniano takich "obraźników" jak ja. Sam Władysław Gomułka, ówczesny przewodniczący polskiego rządu rzucił wyzwanie przeciwko "deklarzom" w tymże tygodniku. Było tam opisane dokładnie wszystko w zawodowym żargonie, gdzie obraz madonny był określony "maryśka", portrety "deklami" zaś nagie, grube panie "rozwalichy", co ukazywało fałsz i oszustwa obrazowego biznesu. Akurat pech chciał, że miałem "zdawkę" obrazów, ale przyrzekłem sobie, że to będzie ostatnia w moim życiu.
Jeszcze zaspany kierowca czekał na mnie przed domem. Nie czekała go zbyt daleka droga, gdyż wpadłem na pomysł, by obrobić wszystkie wioski dookoła Warszawy myśląc, że nikt ich jeszcze nie ruszył. Nie pomyliłem się. Mnóstwo "badylarzy" aż piało z zachwytu na widok złotej madonny, którą nazywano w fachowym języku "maryśką". Z duszą na ramieniu zapakowaliśmy towar. Wziąłem kwity zamówieniowe i dalej w drogę.
Zaraz na początku w Legionowie miałem kłopoty. Po wejściu do jednej z chałup zobaczyłem na stole milicyjną czapkę, zaś właściciel jej siedział obok oczekując na mnie. Witam pana serdecznie - zagadnął milicjant. Właśnie czekam na pana i pana obrazki - dodał. Krew ścierpła mi pod skórą, jednak zaraz zobojętniałem, gdyż przypomniałem sobie, że już kiedyś miałem do czynienia z milicją i znam ich psychologiczne podejście. W końcu czytałem "Przyjaciółkę" i wiedziałem jaki los mnie teraz czekał. Nie dając dojść do słowa milicjantowi zapytałem czy jest osobą wierzącą? A co pana to obchodzi? - spytał oburzony milicjant. No wie pan my, niesiemy kulturę chrześcijańską między narody wiemy co nam grozi, jednak co innego jeśli ktoś na stanowisku jak pan jest wierzący, wtedy inaczej rozmawia się z nim. Stasiu, odczep się od tego pana, bo ci mordę spiorę - krzyknęła pulchna pani trzymając mokrą szmatę w ręku (zapewne mama groźnego milicjanta). Człowiek się męczy i włóczy po wioskach, żeby ludzie pamiętali o Bogu, a ty udajesz takiego ważniaka. Milicjanta jakby ktoś obuchem w głowę uderzył, od razu spokorniał i bardzo mnie przepraszał. Sam opowiedział mi jak pewien sierżant, jego kolega, który zwalczał handel dewocjonaliami wpadł do mieszkania ciotki, gdzie podeptał złotą madonnę twierdząc, że to zwykłe oszustwo i jadąc od niej na motorze na pierwszym zakręcie zabił się i tyle po nim zostało. No wie pan, lepiej daj pan sobie spokój - szybko podchwyciłem i zaraz dodałem - Gomółka jest komunistą, nie lubi ludzi z kościoła więc i na niego przyjdzie wcześniej czy później kara. Przepraszam ale nie mam już czasu i chciałbym zainkasować pieniążki - dodałem. Zapłać szanownemu panu za obraz - powiedziała mama do Stasia milicjanta. Milicjant wyciągnął wcześniej przygotowane pieniądze i zapytał mnie do jakiego kościoła jestem przynależny. Przepraszam - odrzekłem; pan mi nie powiedział czy jest pan wierzący, to i ja nie powiem panu z jakiego jestem kościoła. Milicjant popatrzył na moje czarne ubranie i dając mi pieniądze cichutko powiedział do mnie - niech będzie pochwalony. Ja nic nie odezwałem się. Pośpiesznie wyszedłem z chałupy, by jak najszybciej pozbyć się niebezpiecznego towaru.
W następnej wiosce spotkało mnie coś niesamowitego. Gdy zmierzałem w kierunku pewnej chaty już na podwórku przywitało mnie nieomal trzydzieści osób. Jakaś starsza pani na klęczkach pełzła do mnie płacząc wniebogłosy. Byłem przerażony, miałem chęć uciekać. Nagle wszyscy w wielkim płaczu wyrwali ode mnie portrety z młodymi dziewczynami wynagradzając mnie sowicie. Stałem długo jak wryty, nie mogłem zrozumieć tego zajścia. Dopiero jakaś mała dziewczynka wytłumaczyła mi, że te dziewczyny na portretach to zmarłe osoby. Jedna z nich zmarła na zapalenie płuc, druga zaś na pogrzebie wpadła do grobu i też umarła na udar serca. Od tego momentu mocno wziąłem sobie do serca, że nigdy już nikt nie namówi mnie do chodzenia z Fałszywymi obrazkami.
Stało się tak jak zamierzałem. Wkrótce poszedłem do wojska, gdzie diabeł wraz ze swoimi aniołami; tym razem w zielonych mundurkach za wszelką cenę starali się wypłukać z mojej pamięci koszmar obrazkowego biznesu tresując mnie jak dzikiego psa. Jak widzisz nie udało mu się tego uczynić bo będąc w Austrii, gdzie oczekiwałem na wizę stałego pobytu do Australii jacyś ludzie rozdawali na ulicy Biblię w różnych językach. Wziąłem od nich jedną - Biblię tysiąclecia, katolickie wydanie i czytając ją zobaczyłem w jakiej sytuacji nieświadomie znalazłem się handlując diabelskimi obrazkami - zakończył Jurek przyciszonym i smutnym głosem. Teraz jestem tutaj, podobnie jak ty. Oczy mi się otworzyły przez twoje książki i już rozumie jak to człowiek z własnej głupoty może popaść w konflikt z prawem Bożym.
Nie martw się Jurku - powiedziałem klepiąc go po ramieniu. Mnie też diabeł wciągnął w swe podstępne plany wrabiając mnie w swe intrygi. Podobnie jak ciebie zaatakował mnie z pozycji rodziny, rozwalając ją kompletnie. Już w Polsce diabeł postarał się, by z różnych powodów naruszyć moje małżeństwo doprowadzając do rozwodu. Rozwód urzędowy w Polsce komunistycznej dawał człowiekowi pewien bezpiecznik zachowania swego dorobku przed komunistycznym ustrojem, który w swoim systemie miał za zadanie zabrać nadwyżkę twojego dorobku, by skorzystały z tego czerwone "diabełki" z czerwonymi krawatami na szyjach. W stanie rozkładu małżeńskiego o wszystko było łatwiej. Szczególnie o paszport, a w nim jedno z dzieci, które polski sąd przydzielił mi do stałej opieki.
Żona moja była naprawdę kochaną osobą i diabeł musiał wiele się natrudzić, by w późniejszym czasie narobić mi bigosu. Tak czy tak nie przeciągając mojego opowiadania sytuacja finansowa w jakiej się znajdowaliśmy w Australii była na ówczesne czasy nie za ciekawa. Dewaluacja australijskiego dolara zniszczyła nasze oszczędności, które przywieźliśmy z Polski. Pewien złodziej i krętacz naciągnął nas na jego zdaniem wspaniały biznes fotograficzny wyłudzając od nas ostatnie grosze. Żona moja, która była przyzwyczajona do luksusowych warunków nie bardzo godziła się byśmy stopniowo obniżali standard życia.
To i mnóstwo innych czynników, które wyreżyserował diabeł w moim życiu doprowadziło do tego, że nasza społeczność rodzinna rozleciała się kompletnie. Przejdę jednak do konkretów - zdecydowałem.
Do Australii miał przylecieć nasz wspólny rodak Karol Wojtyła jako orędownik pokoju. Niestety stał się on przeszkodą, by Światło Prawdy Bożej zapanowało w Polskim narodzie. Był to czas, w którym to polscy emigranci w dużej braterskiej miłości pogrupowali się w dość duże grupy, w których wzajemnie sobie pomagali. Byliśmy na tak zwanym zachodzie, więc naszym marzeniem było zrobić wielki biznes. Nie wszystkim dane było mieć tak zwaną żyłkę biznesową. Ja ją miałem i gdzie tylko spoczęło moje oko zaraz widziałem pieniądze do zarobienia. Problem był w tym, że niestety z bezrobotnego wiele nie można było zrobić. Zresztą Australijczycy obłożyli się takimi przepisami, że nagle na wszystko było potrzebne zezwolenie (licencja), które przed naszym przyjazdem nie obowiązywały w tak dużym zakresie. Dlatego też trzeba było znaleźć coś co nie kolidowałoby z australijskimi przepisami. Akurat miał przyjechać Papież polskiego pochodzenia. Trzeba więc było zrobić coś odpowiedniego na ten moment, by zarobić wymarzone wówczas przez naszą grupę przyjaciół australijskie dolarki.
Pamiętam jak diabeł zrobił z mojej głowy przysłowiowy "kwadrat". Napompowany masą głupich myśli wodzony byłem po mieszkaniach coraz to nowo poznanych rodaków. Pewnego razu będąc w domu dopiero co poznanego mi Polaka wpadł mi w ręce obraz częstochowskiej madonny cały pozłacany. Sam byłem urzeczony na jego widok, gdyż był naprawdę wspaniały. Zaraz pomyślałem sobie; to jest prawdziwy biznes. Polscy patrioci ze swoim fanatyzmem na pewno nie zawahają się, by takie obrazki znalazły się w ich mieszkaniach.
Jestem zdolny i diabeł też doskonale o tym wiedział. Zaraz nakłonił mnie bym podszepnął do ucha Markowi, który przyprowadził do mnie polskiego Ślązaka, by ten pożyczył nam obraz na parę dni. O dziwo nasz rodak jakby podstawiony nam do zrobienia biznesu; nie zaprotestował ani na chwilę. Widać od razu wyczuł nas, że obraz ten potrzebny był nam do zrobienia biznesu. Zwierzył się nam, że nie może spać po nocach myśląc jak go skopiować w milionowych sztukach, by stać się pierwszym milionerem w społeczności polskiej na Antypodach. Wręczając nam obraz zażyczył sobie złożyć uroczystą przysięgę, że w zamian za tą pożyczkę staje się naszym wiecznym wspólnikiem. Cholera, jeszcze jedna morda do koryta, a przecież jest nas już tylu - zdenerwowany pomyślałem. Ślązak miał blisko dwa metry i wyglądał jak obrośnięty goryl. Trudno byłoby takiego wykiwać więc przystałem na jego żądanie i na piśmie zgodziłem się, by był naszym wspólnikiem. Z błyszczącym obrazem pod pachą wyszliśmy na ulicę. Zaraz jakaś kobieta urzeczona obrazem złapała mnie za rękaw i zaczęła coś do nas mówić. Język angielski w owym czasie był dla mnie ciemną magią, więc spytałem naszego towarzysza Marka: co ona chce? Niestety on też nie rozumiał, gdyż babina mówiła po grecku. Wyrwałem mój rękaw z jej ręki i ruszyliśmy do mojego samochodu. Marek wyprężony jak struna zagadnął do mnie: widziałeś tym obrazem interesują się nie tylko Polacy? Tu wszyscy emigranci moją bliski związek z obrazami tego pokroju, więc zrobimy wielkie pieniądze - dodał pewnym głosem. Nie odpowiedziałem nic, gdyż w mojej głowie kłębiły się myśli czy ja jako wierzący katolik mogę produkować takie rzekomo "święte" obrazy. Przecież jestem grzesznikiem i kanalią życiową, gdyż nie udało mi się zachować przyrzeczenia jakie złożyłem w religii katolickiej, że nie opuszczę mojej żony do końca, a ona teraz była w ramionach kogoś innego. Do drugiego zaś ucha ktoś mi szeptał: przecież nie mogę przekazać tak wspaniałego biznesu w ręce jakiegoś partacza. Byłem w prawdziwym zakłopotaniu.
Grupa nasze nie mogła wyjść z zachwytu, że posiadają tak wspaniałego kolegę, który poprzez cwany węch wkrótce wszystkich nas postawi finansowo na nogi.
W pewnym sensie byłem zazdrosny, że z takimi patałachami będę musiał dzielić się swoimi zarobkami. Oni tylko chodzili na ryby lub plażę, nie tak jak ja, który musiałem wymyślić technologie produkcji tych obrazów. Byłem jednak od nich zależny, gdyż ja wynajmowałem małe mieszkanko w bloku, oni zaś duży dom z przyległymi komórkami, w których to robiłem produkcyjne próby obrazów złotej madonny.
Gdy rozebrałem obraz zorientowałem się, że jest on zrobiony z plastiku. Jedynie twarz madonny i małego dziecka były wycięte z fotografii i nasycone przezroczystą brązową farbą. Wyglądał on zupełnie jak na jarmarkach w Częstochowie. Z fotografią nie miałem większej trudności. Wykonał mi je pewien złodziejaszek, który wyłudził ode mnie 1500 dolarów, gdy byłem jeszcze z moją rodziną. Teraz wiem, że i on był włączony w diabelski plan bym miał go ciągle pod ręką przez te pożyczone ode mnie pieniądze, by szatański plan rozpowszechniania tego obrazu na terenie Australii powiódł się jak najszybciej.
Twarze madonny i małego dziecka były gotowe, teraz pozostał tylko problem jak wytłoczyć plastik, który potem trzeba było pomalować złotym proszkiem rozpuszczonym w bezbarwnym lakierze. Do tego potrzebny był ktoś kto znał się na rzeźbiarstwie i mógł ulepić nam taki obraz w glinie lub w gipsie. Długo nie trzeba było czekać na diabelską pomoc. Któregoś dnia przyszedł do nas pewien Polak prosząc byśmy jakiemuś staruszkowi pomogli odświeżyć jego walący się dom. Wielu moich ówczesnych przyjaciół trudniło się malarstwem. Pozbieraliśmy więc resztę farb jakie im zostały i pojechaliśmy na drugą stronę miasta, do północnego Sydnej. Byłem zadowolony, że mogłem pomóc polskiemu emigrantowi. Byłem człowiekiem uczynnym i nikomu nie odmawiałem pomocy. Choć wielokrotnie byłem wyzyskiwany przez Polonię, która obiecała mi pomóc i nigdy nie dotrzymywała słowa. Tym razem również nie pomyliłem się. Kiedy już kończyliśmy malować sufit biedny staruszek zagadnął - panie Jacusiu, kto panom powiedział, że trzeba mi pomóc odnowić dom? Nie ważne panie Robercie, ważne jest to, że pomogliśmy biednemu człowiekowi - odpowiedziałem czując się dumnym, wspaniałym ofiarodawcą swych usług. Panie Jacusiu ja nie jestem wcale biedny, mam 350 tysięcy dolarów zaoszczędzonych w banku - odpowiedział starszy, obrażony pan Robert. Myślałem, że Marek spadnie z drabiny, a mnie pędzel wypadnie z ręki gdy to usłyszeliśmy. Z zaciśniętymi zębami kończyliśmy rozpoczętą robotę.
Pan Robert okazał się sympatycznym Polakiem. Zrobił dla nas ucztę, a potem oprowadził nas po swojej pracowni, gdzie roiło się od figur z madonną i innych figurek. Niektóre miały ponad dwa metry wysokości. Teraz już wiedziałem kto nam pomoże w produkcji madonny częstochowskiej w złotej oprawie. Pan Robert był zaskoczony na widok moich projektów ze specjalną komorą próżniową, w której szczelnie dociśnięty plastik podgrzany od spodu elektryczną spiralą miał uformować się na każdej płaskorzeźbie. Następnie trzeba było plastik pomalować, oprawić go w ramy i cudo mogło z wielkim powodzeniem wędrować na jarmarki zachodnich państw, by i u nich ten kult rozpowszechnił się w szybkim tempie. Diabeł w moim sercu i w sercach moich przyjaciół nie wyłączając pana Roberta zacierał rączki, że jego plan nabiera wielkiego rozmachu.
Niedługo czekaliśmy na pierwsze nasze sukcesy. Obrzydliwa komórka moich kolegów, którzy wynajmowali dom w jednej z sydnejskich dzielnic na Kingsfordzie błyszczała od obrazów częstochowskiej madonny i różnych innych przedstawiających nagie dziewczyny wyrzeźbione na prośbę moich kolegów przez pana Roberta. Teoretycznie patent wytłaczania w plastiku jaki wynalazłem nadawał się do wszystkiego. Mogłem wytłoczyć podobiznę każdego i wszystko co mi się podobało.
Pan Robert nasz nowy przyjaciel rzeźbiarz był bardzo religijnym człowiekiem, lecz podobnie jak my nie czytał uważnie Biblii gdzie pisze, że nie można robić żadnych rzeźb ani obrazów (2 księga Mojżeszowa rozdział 20 wersety 4 i 5).
Zrobiłby on dla nas wszystko, ale nie znosił jak molestowaliśmy go, by wyrzeźbił nam polskiego papieża, który wkrótce miał przyjechać do Australii. Ciągle wymawiał się, że nie jest tego godzien i nigdy nie odda wiernego wizerunku naszego rodaka Karola Wojtyły, który w jego oczach był nieomal jak Bóg.
Czas uciekał tymczasem ja nie kończyłem ostatecznie obrazów, które miały być sprzedawane na jarmarku przy polskim kościele w sydneyskim Marajong. Jakoś nie mogłem wyobrazić sobie siebie jako handlarza obrazkami. Na raz do drzwi chatki moich ówczesnych przyjaciół coraz częściej zaczęli pukać wyznawcy różnych sekt religijnych. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że przez nich przyszła nam Boża Opatrzność, by nas ostrzec przed takimi procederami jak produkcja religijnych obrazów. Wyznawcy tych chrześcijańskich sekt zaczęli nam tłumaczyć, że obrazy i wszelkie dewocjonalia to pogańskie kulty, w które wpędził ludzi diabeł i jego aniołowie. Mieli oni zupełną rację.
Pewnego dnia nawiedził nas elegancki osobnik z sekty Świadków Jehowy. Był on polskiego pochodzenia. Nazywał się Tolek i zaraz na samym początku opowiedział jak to przed wieloma laty ulokowany pod pociągiem uciekł do Niemiec. Tam znalazł pocieszenie z Niemkami w nocnych klubach. Ponieważ był on bardzo przystojny, panie szybko wkradały się w jego prywatne życie w wolnych Federalnych Niemczech. Mama jego była Świadkiem Jehowy - tego nieznanego mi jeszcze żydowskiego boga i ciągle modliła się o Tolka, by wyszedł z niemieckiego bagna. Tymczasem do Polski dochodziły złe wieści o Tolku. Mama jego załamała ręce. Pewnego dnia synalek jej dostał wielkie lanie od któregoś z aniołów bożka Jahwe i biegiem pognał do jednej z sal królewskich sekty Świadków Jehowy, by przeprosić swego tatę Jehowę, zmieniając gruntownie swe życie na lepsze.
Teraz Tolek przyszedł do mnie, bym ostatecznie poddał się pod "obróbkę" głoszenia jego ewangelii, która uczyniłaby mnie przynależnym do ich żydowskiego boga Jahwe, gdzie będę zbawiony na wieki. Ja robiłem obrazki, on zaś nieomal codziennie "pakował" we mnie swe kazania aż mi uszy puchły.
Nasłuchawszy się tego wszystkiego od Świadka Jehowy narwanego Tolka wziąłem Biblię do ręki i zacząłem sam ją studiować. Tak, nie ulegało wątpliwości, że w kościele katolickim inaczej nauczano niż było napisane w Biblii. Nie mogłem tego zrozumieć, przecież Biblia była podstawowym atutem prawdziwej, chrześcijańskiej religii. Niewiele myśląc zapakowałem jeden z obrazów madonny częstochowskiej, wziąłem ze sobą Marka, mojego pomocnika, który na krok nie opuszczał mnie czekając z utęsknieniem kiedy wreszcie zacznie wpływać nam gotówka. Pojechaliśmy do sydnejskiej dzielnicy Bankstown, gdzie mieszkali polscy katoliccy księża. Chciałem raz na zawsze rozstrzygnąć swój problem - czy będę te obrazy produkował, czy nie.
We włościach księży polskich przywitała nas starsza pani, która akurat zamiatała korytarz przy samym wejściu. A czego to panowie chcą? Zapytała ze zdziwieniem wiejskim żargonem w niezbyt sympatycznym tonie.
Przez telefon rozmawiałem z księdzem Kawką, który wyraził zgodę na nasz przyjazd, mam coś ważnego do omówienia - powiedziałem. Zaraz niech panowie chwileczkę zaczekają - odpowiedziała starsza pani. Czekaliśmy około godziny. Wreszcie wyczołgał się niski, zaokrąglony jak kulka jeszcze z tłuszczem na brodzie przedstawiciel kościoła, na którym leżał obowiązek poinformowania nas jak naprawdę wygląda sprawa produkcji "świętych" obrazów.
Proszę księdza opracowałem technikę produkcji obrazów podobnych do częstochowskiego, lecz nie jestem pewien czy ja mogę je produkować - powiedziałem niepewnym głosem i dodałem; nie jestem człowiekiem świętym więc mam skrupuły przed samym sobą. No i Biblia w tej sprawie mówi nieco inaczej.
Ksiądz Kawka popatrzył na nas wybałuszonymi oczami. Widok lśniącego obrazu zupełnie go nie wzruszył. Bardzo szorstko i nieprzyjemnie odpowiedział. Czemu panowie zawracają mi głowę takimi głupstwami? Róbcie sobie wasze obrazki tylko proszę nie sprzedawać ich pod kościołem, gdyż ja wiele kłopotów mam z tymi, którzy tu ciągle coś sprzedają. Biblią się nie przejmujcie, bo tam jest napisane na przykład w Starym Testamencie, że zwykły śmiertelnik jeśli zobaczy Boga raz umrze. Tymczasem wielu ludzi widziało Jezusa i nikt z powodu tego nie umarł. Na wasze obrazy ludzie też mogą sobie patrzeć i nic im się nie stanie - zakończył ksiądz stanowczym głosem.
W drodze powrotnej do domu rozmyślałem jaki związek miała ta wypowiedź z naszą sprawą. Podobnie na kazaniach w kościele nigdy nie mogłem zrozumieć o co konkretnie chodziło. Dużo słów, a właściwie nic. Niezadowolony obrotem sprawy pierwszy raz w życiu pomodliłem się do Boga, by odpowiedział mi jak naprawdę mam postąpić z tymi obrazami. Myśląc o tej całej sprawie zasnąłem zadając sobie pytanie. Robić te obrazy, czy nie? Sny miałem wprost niesamowite. O trzeciej w nocy, cały spocony zerwałem się z łóżka na równe nogi. Pośpiesznie ubrałem się i biegiem schodząc do samochodu pojechałem na Kingsford do komórki, w której robiłem obrazki z pozłacanego plastiku.
Do komórki wpadłem jak szalony. Łamałem wszystko co podeszło mi pod rękę. W niedługim czasie madonny i nagie rusałki leżały na ziemi pokruszone w najdrobniejsze kawałki. Usiadłem płacząc nad samym sobą i nad głupim losem jaki mi przyszło przeżyć. Z podpartą rękami głową patrzyłem na formy do wytłaczania plastikowych obrazków, które wykonał pan Robert. Bałem się roztłuc je, ponieważ pan Robert też oczekiwał swojego procentu.
Była już siódma rano. Chłopcy zaczęli powoli wychodzić na dwór przed swój domek. Zdziwieni, że tak wcześnie przyjechałem jeden po drugim wchodzili do komórki. Oszołomieni widokiem pokruszonych obrazów skoczyli z pretensjami wymachując pięściami i grożąc że wybiją mi zęby. Ja siedziałem załamany i byłem obojętny co się wydarzy. Ty idioto - krzyczał na mnie Marek, połamałeś nawet wszystkie papieże, o które tak uprosiliśmy pana Roberta, by je wyrzeźbił; co ci do głowy przyszło? Papież przyjeżdża za dwa miesiące, a my teraz nie mamy nic!
Łzy z zakrytej rękoma twarzy ciekły mi strumieniami. Było mi wstyd przed całym światem, że diabłu udało się zrobić ze mnie idiotę.
Zbyszek uspakajającym głosem powiedział do Marka - zostaw go, on chyba zwariował po rozmowach z tym cholernym Tolkiem. Pamiętajcie żebyście go już nigdy tu nie wpuszczali, a także wyrzucić na pysk tych różnych religistów, którzy ostatnio pchają się do nas drzwiami i oknami. Myślał on zapewne o dwóch siostrach z kościoła Mormonów oraz dwóch eleganckich panach z kościoła ewangelicznego, którzy zawsze zostawiali nam mnóstwo książek, w których była opisana misja Jezusa.
Była już druga po południu jak ocknąłem się z depresji i zacząłem się zastanawiać co mam robić dalej. W głowie jak nigdy przedtem miałem czyste myśli i jakaś tajemnicza moc kierowała moim postępowaniem.
Koledzy porozchodzili się za swoimi sprawami. Podwórko było puste więc wziąłem siekierę i porąbałem w drobny mak formę obrazu częstochowskiego, którą posługiwałem się robiąc plastikowe wytłoczki. W mieszkaniu na balkonie miałem jeszcze dwie, na wszelki wypadek gdyby ta pierwsza popsuła się. Jakiś czas potem wymamił je ode mnie zapalony biznesmen Marek, którego dość poważny wypadek w pracy doprowadził do porządku i prawdziwego zrozumienia, że Synom Bożym nie godzi się czynić bałwanów obrazowych.
Tymczasem ja zebrałem się do kupy i pojechałem do siebie do domu. Od rana nic nie miałem w ustach, lecz nie odczuwałem głodu. Obojętny na wszystko poszedłem spać. Spałem nie jedząc nic przez kilka dni. Mogłem na to sobie pozwolić, gdyż nie musiałem iść do pracy, której zresztą nigdzie nie mogłem znaleźć. Pracy nie szukałem, gdyż pracodawcy szukają frajerów, którym za ciężką pracę płacili grosze, a i tak jak tylko zauważyli, że ktoś jest za mało wydajny po tygodniu wylatywał na bruk. Pamiętam jak pracowałem w młodych latach w Polsce. Przeżywałem podobne historie z tą różnicą, że pan kierownik i jego otoczenie tak dawali w kość, że sam musiałem zwolnić się na własną prośbę. Nauczony doświadczeniem przez przeciwieństwa losu zawsze dążyłem, by sam sobie organizować środki utrzymania.
Teraz głodując czekałem na śmierć. Wszystko skończyło się dalsze moje życie było bez sensu. Przede mną była odkryta pewna część prawdy, przez którą zrozumiałem, że życie nasze to sprawdzian czy wyjdziemy na głupków, czy damy się wrobić w jakiś szatański trik.
Ledwo co doczołgałem się do lustra, by zobaczyć swój przerażający wygląd. Nigdy przedtem nie widziałem siebie w takim stanie. Cieniutka skórka na twarzy z ledwością obciągała moją czaszkę. Żołądek zapadł mi się głęboko wewnątrz. Nie pamiętam jak długo głodowałem.
Pewnego dnia przyszła do mnie jakaś dziwna wesołość, postanowiłem oglądać telewizję. Były akurat Święta Wielkanocne i w telewizji puszczano film o ukrzyżowaniu Jezusa. Akurat był moment jak Jezusa przybijano do krzyża. Zacząłem strasznie płakać i przeklinać ze wszystkich sił tych, którzy krzyżowali aktora grającego rolę Jezusa. Bandyci, mordercy ukrzyżowaliście niewinnego człowieka. Darłem się ze wszystkich sił. Nie wiedziałem jednak, że sprawcami ukrzyżowania byliśmy właśnie my, ziemscy grzesznicy, którzy wybraliśmy ciemne panowanie diabelskiego Mojżesza, który nas zwodzi fałszywymi religiami, a w nich fałszywymi obrazami i fałszywymi naukami.
Nagle jakieś gorąco przeszło falą przez moje ciało i cały pokój napełnił się zielonym światłem. Czułem się bardzo dziwnie. Nigdy przedtem nie spotkało mnie nic podobnego w życiu. Byłem bezsilny i spokojny na przyszłe wydarzenia. Nagle usłyszałem przemiły, sympatyczny głos. Pomyślałem sobie, że to przed śmiercią plączą mi się myśli, po prostu z rozpaczy zwariowałem. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że wypełniają się na mnie pewne biblijne słowa.
Przysłuchując się co do mnie mówi ten przyjemny głos rozmyślałem o tym co naprawdę się ze mną dzieje. Zaraz, zaraz... przecież ja rozmyślam o obecnej sytuacji co naprawdę ze mną się dzieje, więc ten głos to nie urojenie. Spytałem tego głosu: kim Jesteś? W odpowiedzi usłyszałem Jezus.
O Jezusie niewiele wiedziałem. W kościele katolickim opowiadano o nim jako o Synu Bożym, ale ja i tak myśli miałem zajęte przez diabelskiego ducha przez co niewiele wyniosłem pożytku z tych kazań.
Nie przychodziły mi do głowy żadne pomysły, by porozmawiać z mym rozmówcą, którego nie widziałem choć dokładnie słyszałem i sprawiało mi to wielką przyjemność. Ciągle nie mogłem pojąć, że jest możliwe, by rozmawiać z kimś kogo się nie widzi.
Spytałem ten cudowny głos dlaczego chce rozmawiać ze mną; z takim grzesznym człowiekiem? Głos ten odpowiedział - "kocham cię". Jak to kocham cię? Zapytałem. Odpowiedzi na moje powtarzające się pytania kończyły się jednym stwierdzeniem: "kocham cię".
Głos ten doprowadził mnie do porządku radząc mi co mam robić. Pamiętam jak pierwszy raz spożyłem garstkę płatków owsianych oraz trochę wody. Buchnął we mnie żar gorąca taki, że myślałem iż żywcem wypalą mi się wnętrzności. Już po dwóch godzinach twarz moja była pulchna i błyszcząca niezwykłą świeżością. Pełen dobrego humoru z nowym moim przyjacielem, który mieszkał we mnie przybyłem do pana Roberta, by oddać mu niektóre jeszcze nie roztłuczone formy. Pan Robert był zaskoczony moim widokiem. Stwierdził, że bije ode mnie jakaś błyszcząca energia. Chociaż był powiadomiony przez moich niedoszłych wspólników o wszystkim co wydarzyło się z obrazami, jednak ta moc we mnie nie pozwalała mu powiedzieć cokolwiek przeciwko mnie. Spokojnie pościelił mi łóżko mówiąc, że koniecznie tą noc muszę spędzić u niego. Zaraz pozdejmował ze ścian obrazki, które mu poprzednio podarowałem, widać wyczuł, że nie odpowiadały one mojemu obecnemu uduchowieniu.
Panie Jacusiu, pan jest takim zdolnym człowiekiem, że od dziś postanowiłem uczyć pana angielskiego, gdyż bez tego w tym kraju jest pan niczym. Od razu zaczął wbijać mi do głowy tajemnicze labirynty wymowy angielskiej. Ćwiczyliśmy tak do samego rana i najdziwniejsze było to, że w ogóle nie byłem zmęczony.
Wyszedłem do ogrodu, by trochę się przewietrzyć. Angielskie słowa wirowały w mojej głowie. Nie powiem, pan Robert miał w sobie talent nauczyciela. W tak krótkim czasie nauczyłem się więcej niż na kursach państwowych, gdzie nie tłumaczono nam po Polsku co znaczy dane słowo. Nic nie rozumiejąc siedzieliśmy na tych kursach jak na ruskim kazaniu tylko dlatego, bo jakaś pani za to nieudane przedstawienie dostawała niezłe pieniążki.
Nagle ten tajemniczy głos odezwał się do mnie witając na początek pozdrowieniem. Znasz już na tyle angielski, by pójść do urzędu bezpieczeństwa w centrum Sydnej i powiadomić ich, że muszą przygotować się na ewentualny zamach na papieża, który wkrótce ma przyjechać do Australii - powiedział tajemniczy ale znany mi głos. W tym momencie zwątpiłem w to nawiedzenie. Pomyślałem, że zwariowałem kompletnie. Papież człowiek, który zatrzymał kompletnie proces oświecenia polskiego narodu, a ja mam włóczyć się po urzędach, by ostrzec przed ewentualnym zamachem na niego. Myśli kłębiły mi się strasznie. Po sprawiedliwym rozsądzeniu ustąpiła żądza zemsty. Przecież papież jest takim samym człowiekiem jak każdy z nas i należy mu się pomoc i ochrona przed ewentualnym zamachem na niego. Wskutek mojej interwencji w urzędzie bezpieczeństwa w Sydnej, wizyta papieża została przesunięta, by rząd australijski odpowiednio przygotował się.
UWIERZYĆ W CUDA I KRÓLOWĘ POKOJU!
Powróciło do mojej pamięci spotkanie z tajemniczym głosem, którego słyszałem ale nie widziałem. Pamiętam, że dowiedziałem się od niego o bardzo dziwnych sprawach, których wówczas zupełnie nie zrozumiałem. Często mówił mi ten dziwny głos, że będę przeprowadzał jakieś dochodzenie, czy coś w tym rodzaju. Było to dla mnie dziwne gdyż nie miałem żadnej wiedzy detektywistycznej. Potem całe zagadnienie skojarzyłem sobie z historią polskiego papieża na którego Australii szykowano zamach. W końcu okazało się, że całe moje dochodzenie to dwudziestokilkuletnia tułaczka po świecie w celu szukania odpowiedzi jakie religie wiedzą coś prawdziwego na temat naszego Boga Ojca Stworzyciela.
Z tych wszystkich obserwacji napisałem mnóstwo notatek. Nagrałem na magnetofonie wywiady z przedstawicielami różnych wyznań. Nawet w niektóry bardzo konserwatywnych religiach i sektach nagrałem filmy na video, by mieć dowód na ich podstępne działania jak na religii robili wielki biznes. Przyszedł czas by jakoś w całość złożyć moje zapiski ale okazało się, że był to problem nie do pokonania. W wielu przypadkach spisywałem bardzo szybko moje odkrycia religijne, które teraz nie mogłem odczytać. Jedynym wyjściem było zwrócenie się do tego wspaniałego głosu, który jako pośrednik w moim imieniu poprosi Stwórcę by dał mi kogoś do pomocy.
W bardzo dziwnych okolicznościach w 1989 roku poznałem w Polsce Ewę, która chciała poznać rodaka, który mieszka w Australii. Postanowiłem dać jej nadzieje na spełnienie jej marzeń choć wiedziałem, że będzie to bardzo trudne. Wiele moich znajomych próbowało ściągnąć sobie dziewczynę z Polski ale rząd australijski utrudniał i przeciągał danie wizy na wjazd przyszłej małżonce. Po kilku latach wszystkie plany się rozwiewały. Ponieważ złożyłem obietnice Ewie, że ją zaproszę poszedłem z nią do ambasady australijskiej w Warszawie i złożyłem papiery na jej ewentualny przyjazd.
Uzgodniłem z Ewą, że stały związek nie musi wchodzi
w rachubę. Poinformowałem ją, że istnieje tam pewien legalny związek tak zwany defakto, który pozwala w każdej chwili bez kłopotów się rozstać. Jednym słowem decyzje podejmowała Ewa ja nie miałem zamiaru jej komplikować życia. Pomyślałem, że może dalej studiować jakiś kierunek na sydnejskich studiach, a potem ułoży sobie życie według własnej woli.
Wróciłem do Australii gdzie o zgrozo stałem swoje mieszkanie bardzo zdewastowane. Od razu skojarzyłem to z moim sąsiadem również polskiego pochodzenia, który w stanie opoju alkoholowego prześladował mnie bez powodu rzucając kamieniami w moje okna.
Obaj otrzymaliśmy od rządu australijskiego bardzo ładne mieszkania, które być może miały jednakowe klucze do drzwi. Jak się okazało niesforny pijaczek w między czasie umarł i w końcu nie wiedziałem kto zrujnował moje lokum. Na szczęście notatki zostały nie naruszone zaś mnóstwo taśm magnetofonowych i video znikły bez śladu. Przeżyłem rozgoryczenie wiedząc kto przyczynił się do moich problemów, gdyż prześladował mnie diabeł nieustannie.
Po miesiącu powoli wróciłem do normalnego stanu, gdyż wszystko w mieszkaniu naprawiłem lub zamieniłem rzeczy uszkodzone na nowe.
Nagle otrzymuję telefon od Ewy, że jest na lotnisku w Sydney i czeka na mnie by ją odebrać. Z początku byłem zaskoczony i kompletnie się załamałem, gdyż nie byłem przygotowany na taką sytuację. Jeszcze nie doszło to do mojej świadomości, że był to naprawdę cud. Potwierdzenie przyszło wkrótce, kiedy poszedłem z Ewą do socjalscurity by zarejestrować ją na bezrobotne i by szukano tam dla niej pracy. Pani która nas przyjęła zaczęła szukać w różnych dokumentach, by odnaleźć jakiś ślad w jaki sposób Ewa dostała się do Australii. Niestety nic nie znalazła i rozkładając ręce zapytała Ewę. W jaki sposób pani dostała się do Australii. Tymczasem Ewa wyjęła dokumenty i wizę jakie otrzymała w australijskiej ambasadzie. Urzędniczka była bardzo zdziwiona gdyż nigdy nie było w Australii takiego przypadku. Zrozumiałem, że to znowu z wielu cudów jakie przeżyłem w moim życiu. Od razu przypomniałem sobie niedawny cud jak wydarzył mi się kiedy postanowiłem spisywać moje notatki na maszynie do pisania, którą szczerze mówiąc w prezencie otrzymałem w przenośni od aniołów bożych. Pewien facet dał mi w prezencie samochód, potem kupili go ode mnie wędrujący turyści którzy przybyli do Australii. Za te pieniążki kupiłem maszynę do pisania Smitch Coronę, która częściowo działała jak komputer. Zacząłem spisywanie moich notatek, które zgromadziłem przez wiele lat. Oczywiście nie miałem żadnego doświadczenia literackiego i w związku z tym nagromadziło się mnóstwo zmarnowanych kartek. Co gorsza skończyły się rubiony czyli takie taśmy podobne do magnetofonowych z tym, że po naciśnięciu literki wytrawiały się i czarny kolor bezpowrotnie przechodził na papier. Jak się okazało taki rubion kosztował siedemdziesiąt dolarów i wystarczał na około pięćset kartek.
Zatrwożony zwróciłem się do Bosa naszego Ojca w Niebie z moim problemem. Długo nie czekałem na odpowiedź. W Sydney spadł tak wielki deszcz jakiego przedtem nie widziałem. Poszedłem do mojego kolegi zwierzyć się z moim niefortunnym zakupem, maszyny która już nie mogła pisać a tu patrzę na tyle pewnego magazynu leżą rubiony do mojej maszyny. Pudła były rozwalone ale rubiony były opakowane w foliach jedynie na wierzchu miały małe kropelki wody. Przeszedłem do frontowych drzwi tych magazynów i zapytałem. Co robią te rubiony na tyłach ich budynków? Jakiś facet zapytał. Czy chciałbyś sobie je zabrać? Dodał, że urzędnik z zakładu ubezpieczeń stwierdził stratę i ubezpieczalnia zwróci im pieniążki? Przydadzą się odpowiedziałem. Przez dwa dni zwoziłem je do pustego basenu do mojego kolegi. Było ich kilka tysięcy małych i średnich do różnych typów maszyn w tym do mojej maszyny przeszło tysiąc. Czy nie był to cud?
Powracając do sprawy Ewy wszystko nabrało niecodzienny obrót. Ewa zdecydowanie stwierdziła że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Prosiła bym się z nią uczciwie ożenił. I tak się stało! Razem zaczęliśmy działać na Niwie Bożej realizując plan tego cudownego głosu, którego kiedyś słyszałem.
W późniejszym czasie razem z Ewą sprzedaliśmy rubiony zamieniając pieniądze na specjalny tusz potrzebny do nowych drukarek. Tym razem do atramentowych. Czy to nie był cud? Czas biegł szybko i robiliśmy duże postępy w swoich przedsięwzięciach. Tak dalece wdrążyliśmy się przygotowanie moich książek do druku, aby teraz podjąć decyzję, że największy czas zdobyć sprzęt drukarski aby je wydrukować. Odnajdywaliśmy w różnych ogłoszeniach ludzi, którzy wyzbywali się sprzętu drukarskiego.
Ewa podaj mi mapę, wydaje mi się, że zabłądziliśmy. Zwróciłem się do żony, która prawdopodobnie rozmyślała nad listem, który ostatnio otrzymaliśmy od przyjaciół z Polski. List ten informował nas o ostatnich wydarzeniach w kraju. Następny członek naszego Stowarzyszenia został prowokacyjnie aresztowany i pobity dotkliwie w przemyślny sposób nie pozostawiając na nim prawie żadnych śladów. Co prawda niewiele mamy dowodów w tej sprawie, gdyż sam aresztowany nie otrzymał żadnego pisemnego potwierdzenia, że był przetrzymywany dwa dni w więzieniu, a poza tym bał się do nas napisać coś konkretnego w tej sprawie. Poprzednio miały miejsce podobne incydenty z naszymi przyjaciółmi w Polsce, którzy ze strachu już do nas więcej nie napisali. Jeden ksiądz z Bytomia zapowiadający się na przyszłego naszego wiernego przyjaciela, zniknął nagle bez śladu pozostawiając po sobie zaplombowane przez urząd miejski drzwi swego własnościowego mieszkania. Nasz brat chrześcijański Stefan szukał go wszędzie i najdziwniejsze było to, że sąsiedzi, którzy mieszkali obok księdza w tajemniczy sposób przekonywali Stefana, że żadnego księdza tu nigdy nie widzieli. Gdy Stefan spytał kto mieszkał w tym mieszkaniu? Odpowiedzieli, że nie wiedzą. Prawdopodobnie biedny ksiądz zwierzył się swoim bliźnim z naszej korespondencji, która w szokujący sposób ukazywała kłamstwa używane w stosunku do Polaków. Usłużni rodacy donieśli wszystko gdzie trzeba i diabeł szybko postarał się, by oświeconego księżulka umieścić w klasztorze zamkniętym. W końcu był ich, bo przyrzekł im służyć do końca życia przez co należał już do nich nie mając szans w "wolnej Polsce" na wyznawanie swych przekonań.
Ewuniu, przepraszam cię bardzo ale skoncentruj się na mojej prośbie, gdyż mam wrażenie, że źle jedziemy. Powiedziałem zaniepokojonym głosem do żony. Ulica kończyła się i rozwidlała na prawo i lewo. Przed nami okazał się olbrzymi budynek kościelny z wielką tablicą, która informowała, że jest to kościół katolicki pod nazwą: "Nasza pani królowa pokoju". Na widok tego hasła stanąłem jak wryty, gdyż dotąd wydawało mi się, że w Australii kościoły katolickie zupełnie inaczej podchodziły do wiary chrześcijańskiej niż ten sam kościół w narodach słowiańskich. Tablica przykościelna w języku angielskim była dla nas jasną informacją, że kościół ten chce być pod panowaniem kobiety, która podobnie jak w mitologii greckiej będzie dla nich królową pokoju, fatum pomyślności.
W roku 1989 będąc w Polsce widziałem różne dziwne hasła w polskich kościołach katolickich. Na przykład w warszawskim kościele kamionkowskim przy ulicy Grochowskiej na tle obrazu częstochowskiego widniał napis "zwyciężyłaś, zwyciężaj". Później ten napis zmieniono i pozostawiono tylko słowo "zwyciężaj"; jakby tamten poprzedni komuś trochę przeszkadzał. Aż serce się rozdzierało z rozpaczy gdy rozmyślałem nad tym jak beznadziejna była moja walka, by poinformować rodaków o prawdziwej, czystej wierze w jedynego Boga i ufności tylko w Jego nauki. Ileż to wysiłku i pieniędzy włożyłem, by nakłonić Polaków do czytania i analizowania Biblii, w której był w małym stopniu zapisany przekaz rozpoznania Prawdy Bożej i ostatecznej odpowiedzi kim jest Bóg, a kim Jego Umiłowany Syn. A także kim jest Ich straszny i zaciekły wróg diabelski Mojżesz wraz ze swoimi aniołami. W Biblii jest wyraźny zapis słów Umiłowanego Jezusa, który określił siebie jako reprezentanta Bożego.
Wypowiedź biblijna Jezusa była jasna i ostatecznie przekazująca światu, że Bóg Stwórca jest Zwycięzcą jest tylko On. Biblia wprawdzie niejasno ukazuje prawdziwą misje Jezusa, by było uwielbione Imię Boga jako naszego wiecznego Zbawiciela. W takim razie jak teraz można kogokolwiek gloryfikować ponad Boga Ojca jako zwycięzcę lub zwyciężczynię? Wtedy musielibyśmy taką zwycięską osobę zaliczyć do przeciwników Bożych, którzy chcą przezwyciężyć swego Stworzyciela. Przez fakt tego wydarzenia łatwo można rozpoznać działanie diabelskiego Mojżesza i jego aniołów, którzy poprzez różne kulty religijne chcą udowodnić, że Boskość Boga Ojca jest zwyciężana przez inne osoby, które jako boskie będą czczone przez mieszkańców Ziemi. Wiele kłamstw i niedorzeczności znajdziemy w każdej religii świata, gdyż żyjemy w światowym szatańskim systemie, gdzie diabeł i jego aniołowie za wszelką cenę chcą zniekształcić właściwy przekaz Prawdy Bożej. Szczególnie zaatakowane są kościoły i zbory, które zaliczają się do chrześcijańskich, a w ogóle nie orientują się, że ich program nauczania przynosi negatywne skutki w Boskim Planie Zbawienia.
Diabelski szatan, którego rozpoznał Jezus w osobie Mojżesza już w Niebie marzył o tym, by dorównać się we wszystkim swemu Stwórcy. Wykorzystując Boską Miłość ingerował w nieomal wszystkie sprawy Boskie. W Księgach Izajasza i Ezechiela mamy opis o jego okropnej zdradzie. Księga Izajasza rozdział 14 wersety od 13 do 17. Księga Ezechiela rozdział 28 wersety od 13 do 18. Teraz poprzez zjednoczenie się Bożych Aniołów powstał niebiański system Opatrzności Bożej składającej się z najwierniejszych Synów Bożych, którzy odizolowali i odizolowują zdrajców od niebiańskiej społeczności. Diabeł i przynależni do niego aniołowie, którzy zdradzili swego Stworzyciela zostali zrzuceni na Ziemię, Dla nich jako zdrajców już miejsca w Niebie nie ma. Objawienie Jana rozdział 12 wersety od 9 do 12. Diabeł w osobie Mojżesza widząc, że Niebiosa zostały przed nim zamknięte chce dokonać swej zemsty na Ziemi poprzez kłamliwe religie wywyższając pośrednio lub bezpośrednio siebie. W różnych religiach, które kiedyś już nie istniały, a dziś znowu zaistniały stara się fanatycznie doprowadzić ludzi do obłędu. Dzisiaj poprzez szatańskie działania ludzie oddają się w niewolę zwodniczym religią istniejącym na świecie. We wszystkim góruje niezliczona odmiana religii indochińskich, gdzie jak to oni sami określają, mają aż 100 milionów bogów. Teoretycznie biorąc pozostałe religie w swych obrządkach bardzo przypominają religie indochińskie jak na przykład rzymsko-katolicką i jej podobne, w których obwołano mnóstwo świętych, którzy świętymi nigdy nie byli. Jedynie Bóg Ojciec z Kosmicznej galaktyki jest Osobą Świętą, ponieważ nigdy nie popełnił żadnego grzechu. Swoim oddaniem i bezgraniczną miłością ofiarował swoje Ciało na krzyż męczeństwa, by Zbawić mieszkańców Ziemi.
W zborach, które mienią się chrześcijańskimi też nie jest lepiej pod względem przekazania czystej Prawdy Bożej. Wprawdzie zbory chrześcijańskie używają Imienia Jezusa ale nigdy nie zrozumiały, że jest Ono przynależne do naszego Boga Ojca. Wyznają oni podobnie jak inne religie, że Jezus jest synem żydowskiego Jahwe gloryfikując w ten sposób mordercę i bezlitosnego zdrajcę Bożego, żydowskiego Jahwe jako Boga Wszechmogącego.
Żona moja zaproponowała zrobienie zdjęcia tablicy z nazwą kościoła, który napotkaliśmy na rozdrożu zmierzając do jednej z sydnejskich szkół, od której mieliśmy kupić używaną maszynę drukarską do drukowania moich książek. Ewa zrobiła zdjęcie i pojechaliśmy dalej. Cwana nazwa, skomentowała Ewa. Dodając, że określenie Marii jako królowej pokoju było naprawdę nie na miejscu. Szczególnie źle to brzmiało w jej uszach po ostatnich zajściach jakie miały miejsce z niedawno poznanymi nam Jugosłowianami, którzy wywodzili się z Chorwacji.
Jugosłowian poznaliśmy poprzez ogłoszenie w gazecie. Sprzedawali oni gilotynę do cięcia papieru. Przyjechaliśmy do nich pod wieczór. Oprócz nowej właścicielki domu po dopiero co zmarłym bracie, który był księdzem zastaliśmy tam dużo innych osób po stypie jaka odbyła się tego dnia. Wyprzedawano dosłownie wszystko, gdyż starsza pani, siostra zmarłego powracała do Jugosławii do jednego z Chorwackich miasteczek, by tam za pieniądze po bracie dobrze się urządzić. Wśród różnych rzeczy do sprzedaży przewijały się ogromne ilości rzeczy związanych z kultem religii katolickiej, a szczególnie wielka ilość obrazków z madonną. Ironia losu - pomyślałem; zmarły właściciel tych włości czynił dosłownie wszystko przeciwnie do tego co ja teraz zamierzałem robić. Narzędzia do drukowania książek, które zamierzałem kupić po zmarłym księdzu miały posłużyć mi w przyszłości, by ostrzec ludzi przed ich złymi poczynaniami. Jugosłowiański ksiądz drukował książeczki modlitewne poświęcone mitycznej madonnie, która zaistniała w ludzkiej wyobraźni na życzenie mocy przeciwnych, które chcą zniszczyć przekaz Prawdy Bożej. Biedny, zmarły ksiądz będąc w nieświadomości nie rozumiał, że Maria jako porządna, prosta, ziemska kobieta była tylko służebnicą Bożą i na polecenie Boga być może urodziła Ciało Boże, które już istniało w Niebie, a jedynie zostało przetransferowane z Nieba i urodziło się dla naszego Zbawienia jako małe dziecko. Ewangelia Jana rozdział 3 werset 13. Maria była przynależna do Ziemi i sama potrzebowała i potrzebuje Bożej Łaski Zbawiennej, jak każdy przeciętny człowiek na tej Ziemi.
Jugosłowianie przyjęli nas bardzo życzliwie. Kupiliśmy od nich sporo urządzeń potrzebnych do drukowania moich książek. Pamiętam jak bardzo narzekali sobie na brak wolności narodowej, a podobnie jak Polacy oddawali cześć madonnie przez co diabeł ich ciemiężył i więził w niewoli ciemności.
W niedługim czasie przyszły straszne wieści od naszych znajomych. Jugosławia jest w stanie wojny domowej i na ulicach ginął niewinni ludzie, którzy nawet nie orientowali się o co chodzi. Czyż to nie paradoks; ich madonna, królowa pokoju niestety nie dotrzymała słowa.
Kiedyś rozmyślając w ten sposób byłbym niezmiernie przerażony, że bluźnię przeciwko Marii. Dzisiaj jestem już pewien, że za sprawą madonny nie kryje się Maria, która była "tymczasowym mieszkaniem" dla Ciała Jezusa, lecz ktoś inny sprytny i podły zwodziciel, który poniża i chce poniżyć do końca naszego Boga i Zbawiciela. Diabeł i jego aniołowie chcą Osobę Boga zniżyć do najmniejszego stopnia i ostatecznie uznać Go za syna Marii, która w końcu jako matka według ziemskiego rozumowania musi mieć przewagę nad swoim dzieckiem. Sam diabeł w roli ojca w swych starożytnych religiach pozostawił piętno skażenia na wieki; poczynając od hinduizmu, a kończąc na religii żydowskiej, w której starał się przez bardzo długi okres zwyciężyć i zająć miejsce światowego boga Jahwe. Sprytne i przemyślne postępowanie szatańskie przez około 300 lat z obrazem częstochowskim, który tematem pochodzi z terenów indochińskich wcieliło się na stałe nieomal w każdym państwie na świecie. Stany Zjednoczone jako kolebka protestantyzmu teraz również ulegają pokusie i podszeptom diabelskiego szatana. Kult katolicki rozwinął się tam do ogromnych rozmiarów i ma wielki wpływ na politykę tego mocarstwa.
Do szkoły dotarliśmy bez większych problemów. Za chwilę staliśmy się posiadaczami ładnej maszyny drukarskiej, którą szkoła przeznaczyła na śmietnik, a po renowacji będzie służyła nam jak nowa.
W drodze powrotnej dużo rozmawialiśmy na temat kultu obrazu częstochowskiego, gdyż temat ten nie dawał nam spokoju.
Chrześcijańskie kościoły używały różnych metod, by pobudzić ludzi do przebadania fałszywych religii, w których się znajdowały. Często w kościołach chrześcijańskich można było zobaczyć szokujące plakaty jak powyższy. Wynika z tego, że tamtejsi ludzie nie dadzą się nabrać na trik z częstochowską madonną.
Również i ja używałem różnych metod, by pobudzić Polaków do głębokiego przeanalizowania powyższego zagadnienia. W okresie, w którym związek "Solidarność" jeszcze nie był w pełni mocy, by objąć niektóre stery władzy mogłem działać na Niwie naszego Stworzyciela dość swobodnie, ale niestety brak było zrozumienia i pomocy ze strony społeczeństwa, które oczekiwało cudu ze strony organizującego się nowego rządu co nie dało żadnych szans na powodzenie mojej misji. Wtedy to był najodpowiedniejszy moment, by Polacy odwrócili się od drogi ciemności, gdyż przeze mnie Opatrzność Boża chciała oświecić ten kraj i wyciągnąć go z mocy diabelskiego Mojżesza i jego aniołów. Odwrócenie się od pielęgnacji kultu madonny częstochowskiej nie tylko dałoby wolność Polsce, ale również innym narodom, które właśnie przez Polskę zostały zniewolone tą szatańską niewolą.
Dzisiaj teoretycznie stało się już niemożliwe zrobienie czegoś w tej sprawie, ponieważ w Polsce stworzył się jakiś dziwny system, który nieświadomie dąży do wypełnienia się proroctwa z Objawienia Jana z rozdziału 13 od wersetu 11. po prostu jakieś europejskie państwo czczące obraz, którego znakiem rozpoznawczym ma być przecięcie od miecza; czy coś w tym rodzaju (Objawienie Jana rozdział 13 werset 14) stanie się fałszywym prorokiem zwodzącym innych. Fałszywych proroków w narodzie polskim nie brakowało i nie brakuje, a co najgorsze udaje się im otumanić naród do ostatnich granic. Posiadają oni moc i co najważniejsze w tym świecie pieniądze, których nigdy nie użyją do ratowania rodaków, a raczej do rozpowszechniania kultu bałwochwalczego. Jednak kto wie, być może w Polsce stanął się nieprawdopodobne wydarzenia. Być może przeciętny Polak będzie musiał przyjąć pewne oznakowanie, które zapewni mu egzystencję w życiu co w efekcie przez odstępstwo prowadzić będzie go donikąd. Objawienie Jana rozdział 13 wersety od 15 do 18. Na Zachodzie nie dzieje się inaczej. Super nowoczesność i komputerowa przyszłość szykuje ludziom wierzącym odpowiednie oznakowanie poprzez tatuażowy numer komputerowy. Najdziwniejsze w tym wszystkim będzie to kiedy super mocarstwa bezpłatnie będą wyposażać w komputery inne narody, które zniewolą człowieka do ostatnich granic. I tym razem wypełni się proroctwo z ostatnich wyroczni tego świata i nikt nie będzie mógł przeciwstawić się działaniom szatańskim, by nie ulec diabłu.
Do domu zajechaliśmy dość późno. Pierwsze kroki skierowaliśmy do skrzynki pocztowej w której jak zwykle była masa różnych ulotek reklamowych. Wśród nich były listy urzędowe przez które szatańscy aniołowie starali się nam uprzykrzyć życie. W skrzynce znajdowaliśmy wysokie rachunki za światło, telefon i inne oraz nie lubiane przez nas wezwania do różnych urzędów, które wymagały od nas rzeczy wprost niemożliwych. Wzywano nas do urzędów, które dawały skromne datki zapomogi bezrobotnego niewystarczające na potrzeby obecnego życia w tym szatańskim systemie. O pracy odpowiedniej do mojego stanu zdrowia nie było nawet co marzyć. W dzienniku telewizyjnym ciągle "karmiono" nas informacjami jak to cała masa młodych, bezrobotnych ludzi protestuje na sydnejskich ulicach domagając się zatrudnienia. Moja osoba w ich świetle nadawała się tylko na "śmietnik". System szatański stopniowo zakręcał zawory błogosławieństwa dla Dzieci Bożych, które uciekając na Zachód liczyły, że schronią się przed nieszczęściami jakie zniszczyły ich życie w ojczyźnie za czasów komunistycznych, które wbrew logice okazały się lepsze od obecnych. Nie cierpiałem tych komunistycznych oszustów, którzy bajerowali ludzi aby tylko utrzymać ich w głupocie, by nie mieli szans zorientować się, że całe wyzwolenie się z szatańskiego systemu ma zupełnie inne podłoże. Pieczęć częstochowskiej madonny mocno trzymała i trzyma naród polski w pułapce wieloletnich nieszczęść i tragedii. Za podobną głupotę czczenia fałszywego Jahwe i nieistniejącą królow nieba Żydzi zapłacili narodową tragedią; co jest opisane w Księdze Jeremiasza rozdział 44 wersety od 7 do 26. Teoretycznie zdawałoby się, że kara za wielbienie fałszywej królowej nieba przyszła od Prawdziwego Boga. Tymczasem sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdyż Bóg jest absolutną miłością, brzydzi się przemocą i nie brudzi się ziemskimi głupotami. To diabelski Mojżesz i jego aniołowie szczycili się i szczycą, że gdy kogoś wywiodą w pole, mają szansę mścić się nad swoją ofiarą pod pretekstem, że przekroczyła ona przykazania Starego Testamentu. W czasach przed misją Jezusa diabeł panował całkowicie nad ludźmi, którzy podobnie jak niektórzy do dzisiaj oddawali mu hołd w oszukańczych jego trikach i religiach przez odstępcze systemy; jak to się dzieje nieomal we wszystkich religiach i kościołach świata. Ewangelia Łukasza rozdział 6 wersety 5,6,7.
JAK COŚ WYPĘDZAŁO MNIE DO AUSTRALII !
19 sierpień 1992 rok. Rozmyślam jak mam kontynuować moją książkę, by była interesująca i logiczna. Tak naprawdę co wie mój czytelnik o mnie i moich przeżyciach jakie wyreżyserował mi ten wredny, fałszywy, światowy bóg Jahwe, który również ukrywa się pod tysiącami różnych imion we wszystkich fałszywych religiach świata. Gdybym nawet chciał dokładnie opisać wszystko co wydarzyło się w moim życiu i tak musiałbym przemilczeć dużo faktów, gdyż wiele osób nie uwierzyłoby w to i zaliczyliby mnie do okropnych obłudników.
Diabelski Mojżesz i jego aniołowie tak dokładnie "wkręcili" mnie w parę "śmierdzących" historii, że na samo wspomnienie ich dostaję dreszczy. Spróbuję jednak opisać część mojego życia od 1980 roku, by mój czytelnik poznał jak diabeł gnębił mnie. Próbował zamknąć usta i obezwładnić ręce, bym w przyszłości nie mógł świadczyć o swoim Prawdziwym Bogu, którego nie zna cały świat.
Myślami cofnąłem się do 1980 roku jak to w dość dziwnych okolicznościach wraz z moim synem znaleźliśmy się na terenie Austrii, gdzie odbywaliśmy wędrówki turystyczne po wiedeńskich ulicach. Od czasu do czasu słuchaliśmy radia, z którego wypływały coraz to bardziej niepokojące wieści z Polski związane z upadającym komunizmem. Z początku myślałem, że groźba wojny z Sowietami była zbyt przesadzona przez środki masowego przekazu. Jednak kiedy zapanował w Polsce stan wyjątkowy przeczuwałem, że mój los co do powrotu do kraju jest niepewny. Przez wysokie opłaty hotelowe pieniądze nam topniały w zawrotnym tempie. Powrót do kraju był zablokowany, a brak jakiejś konkretnej inicjatywy paraliżował mnie i moich rodaków, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.
Syn mój urzeczony wystawami wiedeńskich sklepów zaczął mnie molestować, bym pozwolił mu wyskoczyć na parę minut do nich. Po powrocie mocno zdyszany, łapiąc ciężko oddech powiedział, że w głębi holu jaki prowadzi do dworca metro, blisko sklepu, który go interesował siedzi dziewczyna z Polski i sprzedaje kiełbaski na gorąco. Rozmawiając z nią dowiedział się, że kilka ambasad udziela azylu i otworzyło granice do swych państw dla Polaków. Warunek był jeden; musimy dobrowolnie oddać się w ręce austriackiej policji, a oni załatwią już wszystko. Adam krzyczał - tata ta pani prosiła żebyś zechciał przyjść do niej, a ona ci wszystko wytłumaczy. Cały w euforii dodał - tata nie bój się, ona jest w porządku. W tym momencie ścierpła mi skóra na policzkach i po chwili krzyknąłem do niego; ty idioto czy wiesz, że Austria to państwo policyjne i zaraz nas odstawią do granicy, a tam zamknął mnie do więzienia!
Po kilku latach rzeczywiście przekonałem się, że Austria jest policyjnym państwem. Przyjechałem do niej w 1984 roku, gdy Bóg pozwolił mi Siebie odnaleźć i zrozumieć Jego cudowną prawdę. Wtedy to wziąłem dwie walizki Biblii w polskim języku i poszedłem do obozu dla uchodźców w Trainskirhen, by je rozdawać "niedobitkom", którzy nie załapali się do żadnego państwa na emigrację. Po prostu nikt ich nie chciał.
Było strasznie zimno i długo nie mogłem stać pod obozem więc przykleiłem kartkę na drzewie z napisem do moich rodaków: znam odpowiednią drogę dla waszych przedsięwzięć czyli do wyjazdu do Australii, Kanady lub Ameryki. Zgłoście się tu i tu, a przekażę wam ten cudowny środek.
Miałem na myśli oczywiście Biblię, która miała uleczyć ich straszne wady jak alkoholizm, narkomanię i inne. Niedługo jednak przyszło mi żałować mojego nierozsądnego kroku zostawienia kartki na austriackim drzewie. Po powrocie do Australii wezwał mnie Interpol i pokazał mnóstwo różnych fotografii zarzucił, że brałem pieniądze za szmuglowanie ludzi do różnych krajów. Diabeł już od początku bał się, że ujawnię jego wstrętny fałsz, dlatego niszczył mnie jak tylko mógł. Tego co zaplanował wobec mnie jeszcze wtedy nie wiedziałem.
Sprzedawczyni kiełbasek, pani Zosia, którą poznał mój syn była naprawdę serdecznym przyjacielem i niepotrzebnie nakrzyczałem na synka, który jak się później okazało był małym aniołkiem stróżem dla swego taty, który musiał dotrzeć na skrzydłach wielkiego samolotu Yumbo Yet do Australii, by wypełniła się przepowiednia z Objawienia Jana rozdział 12 werset 14. To jednak było przed wielkimi przeżyciami, które jeszcze na nas czekały.
Przede wszystkim trzeba było sforsować austriacki urząd policyjny, który podszedł do nas według swych przepisów jak do zwykłych przestępców. Gdy tylko przekroczyliśmy progi policyjnych zakamarków wzięto ode mnie odciski palców i dłoni, a potem zawieziono nas więziennym samochodem do obozu dla uchodźców do miejscowości Traiskirhen. Gdy weszliśmy do gmachu obozowego nagle przytłumił nas ciężki odór przepoconych ludzkich ciał i ponury widok znany nam z naszego jeszcze komunistycznego w owym czasie państwa. Zaraz zauważyłem na podłodze karton z suchymi skrawkami chleba i zatrwożony spytałem rodaka, który nagle przetoczył się w holu, w którym oczekiwaliśmy na dalszy ciąg programu w dopiero co zaczętym emigracyjnym życiu: bracie powiedz mi, to karmią was tu samym suchym chlebem? Pobratymiec uśmiechnął się i wyczuwszy moje zakłopotanie wybełkotał w wielkich oparach alkoholu: człowieku jest jeszcze gorzej niż myślisz! No ładnie żeśmy się wpakowali. Pomyślałem, ale zaraz przyszła pocieszająca myśl, że przecież mamy w zapasie dużo suchej kiełbasy i sporo konserw wziętych jeszcze z Polski.
Żartowniś, podchmielony Polak poklepał mnie po plecach i powiedział. Masz chłopie wielkie szczęście, że jesteś z synem, zaraz będziesz w pięknym hotelu, bo rodziny zabierają do pensjonatów. Nie martw się dodał. Naprawdę to nie wiedziałem o co tu chodzi, ale już miałem dość mego rozmówcy pocieszyciela, gdyż zauważyłem jacy rodacy mogą być pomocni w ciężkich chwilach.
Jakiś facet wyczytał moje nazwisko i zaczął coś mówić do mnie łamaną polszczyzną. Mówił byśmy się pośpieszyli i zeszli na dół. Tam czekał na nas piękny autokar i ruszyliśmy w podróż, o której nawet nie marzyłem, że będzie aż tak długa. Jak się potem okazało wzięto nas za bardzo poważnych przeciwników politycznych i ukryto około 400 kilometrów od Wiednia w malowniczej miejscowości w Alpach. Stamtąd nocą wożono nas specjalnie wynajętymi autokarami do różnych urzędów w Wiedniu. Jak się dowiedziałem później robili na nas wielki biznes, gdyż za wszystko płaciły organizacje międzynarodowe i prawdopodobnie ONZ. Jednym słowem byliśmy bezpieczni, a jednocześnie w pułapce lub w przeznaczeniu, z którego nie udałoby się już wykręcić.
W Austriackim Wiedniu pierwszy raz zetknąłem się z Biblią, którą otrzymałem za darmo od pewnej grupy religijnej, która stała przed obozem swoim małym autobusem. Zaraz jednak ukradziono mi Nowy Testament, Stary zaś wymanił ode mnie pewien cwaniak, oferujący mi w zamian pomoc w załatwieniu pracy. Diabeł już dobrze starał się, bym nie doczytał się w Biblii, że miałem takiego wrednego brata, który chciał się zrobić moim tatusiem. Jak to wbił na siłę w mózgi swoim dzieciom, które czczą go jako żydowskiego Jahwe, a także pod wieloma innymi fałszywymi imionami. Chciał on być Jahwe, który żąda wiele, łącznie z wylewaniem krwi, by go długo pamiętano.
No nic, stało się nieszczęśliwie, że wcześniej nie poznałem spraw Bożych z Biblii. Być może wróciłbym do Polski, by tam dojść do wszystkiego mając więcej środków i możliwości.
Pewnego dnia przewieziono mnie do Ambasady Australii w Wiedniu z propozycją emigracji do Australii. Była trochę nerwowa sytuacja, gdyż wiele osób odrzucono. Australia była bardzo wybredna, lecz rodziny miały pierwszeństwo więc złożyłem dokumenty. Sytuacja moja była trochę skomplikowana. W Polsce byłem rozwiedziony z przyznanym mi sądownie dzieckiem, które miałem do wychowania. Brakowało mamy, więc przyłączyła się do nas pewna dziewczyna, która prawdopodobnie jako samotna osoba nie miała szans dostania się do Australii. Zrobiliśmy jak to się mówi na krzywe oko zgraną rodzinę. To bardzo pomogło aby błyskawicznie przebrnąć wszystkie przepisy australijskie.
Pamiętam ten dzień, gdy nie byłem bardzo pewien czy naprawdę chcę jechać do Australii, gdyż wyczuwałem coś niedobrego w późniejszych wydarzeniach jakie rozegrały się w moim późniejszym życiu. Urzędniczka Ambasady Australii, która była polskiego pochodzenia ostrzegła mnie, że w Australii jest wielkie bezrobocie. Gdy się zmartwiłem z tego powodu pocieszając zapewniła mnie, że w Australii jest cudownie i że jeśli nie będę chciał pracować to mogę być bezrobotny do końca życia. Tak może pan nie pracować do końca życia powiedziała, gdyż rząd australijski będzie płacił panu bezrobotne. Co to jest bezrobotne? Zapytałem zirytowany takim obrotem sprawy. A no będzie pan dostawał pieniądze za darmo i to wystarczy panu na opłacenie domu, samochodu i zakup rzeczy potrzebnych do życia. Jak gorzko przeżywałem chwile kiedy fałszywy tatuś, światowy bożek Jahwe zrobił mnie przysłowiowo w trąbę. Już gdy przyjechałem do Australii zorientowałem się, że zło przybyło tam przede mną nie opuszczając mnie na chwilę. Walenie fałszywego tatusia zaczęło się już na lotnisku w Sydney, gdzie pewien jego pupilek wpuścił w nas ducha paniki, że grozi nam okradzenie z pieniędzy jeśli natychmiast nie wpłacimy ich do banku na terenie lotniska. Do dzisiaj zadaję sobie pytanie: czy to możliwe, że ktoś mu dawał łapówkę za to? Ja na te oszczędności pracowałem całe życie, częściowo za granicą, narażając się na więzienie. Dosłownie po pięciu miesiącach od wpłacenia pieniędzy do banku, straciły one na wartości nieomal o połowę przez wrednego tatusia Jahwe, który zrobił w Australii inflację. Do banku wpłaciłem dolary amerykańskie, a w owym czasie na dolara australijskiego trzeba było 1,5 dolara amerykańskiego. Potem nagle znacznie spadł dolar australijski co wyrządziło mi ogromną stratę. Niedługo trzeba było czekać na następne baty fałszywego tatusia, gdyż przygotowany był dla mnie wielki plan bym przez najbliższe lata nie mógł się ruszyć z Antypodów.
Nie mogąc wytrzymać z kochanymi rodakami w sydnejskim hostelu emigracyjnym, gdzie ich chamska natura psuła nam opinię, zdecydowałem natychmiast wyprowadzić się. To był wielki błąd, na który diabelski, fałszywy tatuś Jahwe czekał z wielką radością. W czasie przeprowadzki jakiś facet uderzył w mój nie ubezpieczony samochód, który nabyłem poprzedniego dnia. Wypadek ten zniszczył moją nadzieję odrobienia strat i powrotu do Polski. Musiałem płacić odszkodowanie 5000 dolarów. Stało się to dlatego tylko, że nie umiałem wytłumaczyć się i obronić. Mój angielski był kompletnym zerem. Jedynie mój syn Adam, którego w Polsce kształciłem u jakiejś podrzędnej nauczycielki angielskiego zaczął prosić faceta, który uderzył w nasz samochód, że sami mu naprawimy wyrządzoną szkodę. Wiedzieliśmy bowiem z Polski jak zawyżano rachunki powypadkowe u blacharzy. Facet jak później okazało się był protestantem baptystą. Chociaż miał on ubezpieczony samochód i nie groziła mu żadna strata, wolał ulec diabłu, który dobił mnie kłopotami do końca. Wtedy byłem dla tego baptysty niczym, nie warto było litować się nade mną bo poganie dla niego nie są ludźmi; potraktował mnie jak zwykłe zwierzę.
W sądzie zaproponowano mi złożenie przysięgi na Biblię, że będę mówił prawdę. Ciężko mi było zdecydować się, że Biblia była autorytetem w tym przypadku. Moją winą było to, że facet wjechał z olbrzymią szybkością na pomarańczowym świetle i nie mając szans wyhamowania wpadł do pobliskiego parku robiąc sobie małą szkodę, zaś mój samochód miał zmiażdżony cały bok. W końcu złożyłem przysięgę na Biblię myśląc, że w najgorszym wypadku wina będzie obustronna i nikt nikomu nie będzie płacił odszkodowania. Jednak diabeł następny raz złapał mnie w swoje kleszcze, gdyż w Nowy Testament przestrzega, by na nic nie przysięgać. Uczestnik drugiej strony wypadku odmówił przysięgi na Biblię, ponieważ religia mu tego zabraniała. Wiedział on co robi, wpływając uczuciowo na sędziego, który z pewnością też był protestantem. Za wypadek musiałem płacić na raty przez pięć lat.
Po kilku latach i ja podjąłem decyzję oddania swego życia w ręce Boga biorąc chrzest w jednym z baptystycznych kościołów w Sydney. Skontaktowałem się z protestantem, rzekomo poszkodowanym w wypadku. Jak to w Polskim zwyczaju liczyłem na litość tego człowieka, że zmieni swoje fałszywe zeznania. Niestety pomyliłem się. W rozmowie telefonicznej burknął on do mnie: dobrze zrobiłeś, że się wreszcie ochrzciłeś. Na tym skończyło się. On naprawdę miał w sobie wielką miłość ale chyba tylko do siebie i pieniędzy.
Szczegóły przykrych wydarzeń z wypadku zacierały się we mnie powoli. Pragnąłem jak najszybciej spłacić dług i mieć spokój. Niestety było to tylko marzeniem. Już ktoś czuwał nad tym, bym tego spokoju nie zaznał. Tymczasem powoli wychodziły kłamstwa, które nieco inaczej przedstawiały mi tą wspaniałą Australię. Po sześciu miesiącach od przyjazdu zmieniono przepisy w Australii, gdzie każdy uzdolniony fachowiec musiał mieć tak zwaną licencję specjalne pozwolenie do wykonywania danego zawodu.
Ci, którzy już prowadzili biznesy dostali takie licencje od razu. Inni zaś musieli zdawać egzaminy, które już tak wymyślono aby ich nie zdać. Komunizm zaczął rozwijać się w Australii w tak szybkim tempie, że przepis za przepisem wypełniał nasze skrzynki pocztowe, w których to znajdowaliśmy coraz więcej biurokratycznej literatury. Nie dość, że komunistyczny "rydzy tata" wredny Jahwe (Objawienie Jana rozdział 12 werset 3) zrobił w Australii wielką inflację, to i bezrobocie stało się nie do wytrzymania. Pracy nie ma nigdzie, zaś urzędnicy z urzędu dla bezrobotnych naciskali i coraz bardziej naciskają na szukanie pracy. Jeśli nie wpisze się w ich druk urzędowy kilku adresów i numerów telefonów po rozmowie z ewentualnym pracodawcą, to od razu traci się zasiłek bezrobotny. Dlatego też ludzie wychodzą z siebie żeby znaleźć ewentualnych pracodawców i porozmawiać z nimi ale często wpisują do blankietu dla bezrobotnych wymyślonych rozmówców. Jakże niemile wspominam fakt, gdy w Ambasadzie Australii w Wiedniu urzędniczka zapewniała nas, że w Australii nigdy nie będziemy zmuszani do pracy i jeśli będziemy chcieli możemy być na zasiłku bezrobotnym całe życie.
Gdy wprowadzali przepis na obowiązek posiadania licencji na wykonywanie danego zawodu, nie wolno nam było chodzić do szkoły ani na żaden kurs, gdyż od razu zatrzymywali zasiłek dla bezrobotnych. Kompletny nonsens! Wielu z nas w końcu zdobyło jakimś cudem pozwolenie na wykonywanie zawodu ale ze względu na szalejące duże bezrobocie nie mogli znaleźć pracy.
Od 1992 roku wprowadzono nowy przepis, że jeśli nie możesz znaleźć pracy, a chcesz otrzymywać zasiłek dla bezrobotnych to musisz koniecznie znaleźć jakiś państwowy kurs i wtedy na kilka miesięcy masz spokój. Paranoja wydawałoby się, jednak jest to świetny trik, gdyż za większość kursów bezrobotny musisz zapłacić i to czasami nieźle. W ten sposób kosztem bezrobotnych pracę mają australijscy cwani nauczyciele, którzy na tych dziwnych kursach uczą na przykład sprzątania biur i mieszkań, gdyż bardziej wartościowe kursy są niedostępne dla emigrantów z powodu słabego języka angielskiego.
Do roku 1985 byłem w całkowitej nieświadomości. Wszystko co złe przychodziło na mnie myśląc, że jest to z mojej winy. Zacząłem uważać siebie za zakałę życiową, która nie powinna istnieć na tym świecie.
W roku 1985 po dramatycznych przeżyciach z moją byłą żoną, którą ściągnąłem do Australii była wreszcie okazja, by skończyć swoje zakichane życie. Diabeł nieustannie tak sprytnie manewrował różnymi sztuczkami przez co nie udało mi się uratować mojego upadłego przed dziesięciu laty małżeństwa. Tym razem moja była żona znalazła się w rękach jakiegoś Turka. Ja tymczasem zastanawiałem się jak zakończyć swoje wredne życie, by ten bandyta Jahwe przestał się nade mną znęcać. Wszelkiego rodzaju środki odebrania sobie życia wprowadzały we mnie niechęć ich zastosowania. Były dla mnie czymś takim jakbym zabił nie siebie, lecz kogoś innego. Jak później gdy przyszło zrozumienie okazało się, zabiłbym swego sługę czyli swoje ciało, które nieszczęśliwie służyło mojej duszy, gdyż nie było oświecone i dawało się wpędzać w coraz większe głupoty. Ja jednak wtedy ciągle myślałem i szukałem metody, by zgasła moja lampa życia. Pomyślałem sobie, że najbardziej humanitarne z mojej strony będzie jeśli przestanę jeść i powoli zasnę, by więcej już nikt o mnie źle nie myślał. Tak właśnie się stało. Nie pamiętam jak długo nie jadłem. Cichutko oczekiwałem na to, że urwie się we mnie nić życia, a przede wszystkim świadomość, że istnieję. Siedziałem w kąciku mieszkania oparty o ścianę czekając na koniec. Tymczasem działo się coś na odwrót. Myśli moja zaczynały być bardziej przejrzyste. Wspomnienia dawały mi obraz jakiś historii, za którymi ukrywał się jakiś niewidoczny organizator udający boga, do którego modliłem się bez skutku. Jednym słowem działo się ze mną to, co kiedyś działo się z Jezusem, kiedy pościł przez 40 dni. W moich rozmyślaniach nad całym moim przeszłym życiem wpadały od czasu do czasu myśli, które za wszelką cenę chciały zakłócić program, który wyłaniał się z bloku pamięciowego w moim mózgu. Był to niewątpliwie diabeł, lecz nie miał on dość siły jak przedtem; nie lubił widocznie głodu i utrapień mego ciała, musiał raczej czekać na zewnątrz do czasu, aż się rozmyślę z mojej powziętej decyzji zejścia z areny życiowego teatru, w którym grałem rolę pajaca-marionetki kierowanej przez bezlitosnego, wrednego, fałszywego tatusia diabelskiego Mojżesza, który szatańsko podszywa się pod tysiącami imion w różnych fałszywych religiach. Byłem uparty, trwałem przy swoim postanowieniu. Tymczasem otaczające mnie diabły zacierały rączki, że będą mogły pochwalić się swojemu tatusiowi Jahwe, że dokonały swego dzieła kąsając mnie przez całe moje życie, by mnie wreszcie wykończyć. Żeby sobie umilić nieprzyjemne umieranie poprzez głodówkę, włączyłem telewizor z chęcią obejrzenia wiadomości, w których szukałem jakiś wieści z Polski, za którą bardzo tęskniłem. Ponieważ był okres Świąt Wielkanocnych wyświetlano filmy religijne o Jezusie. Akurat prowadzili Jezusa na śmierć na Golgotę, okropnie Go bijąc i maltretując. Patrzyłem jak osłupiały na tą straszną scenę. Powoli rozwijał się we mnie bunt, którego przedtem nie znałem. Zaciskały mi się pięści z powodu męczenia niewinnego człowieka prowadząc Go na śmierć krzyżową. Jezusa pamiętałem z lekcji religii w szkole, a potem w przykościelnej małej salce. Często posługiwałem się Jego imieniem, gdy rozmawiałem z moimi pracownikami w moim biznesie w okresie kiedy jeszcze byłem w Polsce. Wtedy to jeździłem po całej Polsce uszczelniając ludziom okna specjalną taśmą metalową. Moi pracownicy byli ludźmi jak to się mówi "z przeżyciami". Rozwiedzeni lub byli kryminaliści, którzy nigdzie nie mogli dostać pracy. Dziwni ludzie no bo kto chciałby opuszczać swoje rodziny i tłuc się po miasteczkach razem ze mną. Osiemdziesiąt procent moich pracowników byli to ludzie niewierzący, toteż nie mieli oni w sobie poczucia lojalności do bliźniego, jak również do mnie, którego okradali jak i gdzie się tylko dało. Ja czułem się katolikiem wierzącym, który rzadko zaglądał do kościoła, chyba tylko wtedy, gdy już dużo narozrabiałem w istniejącym systemie komunistycznym i urząd podatkowy dobierał mi się do skóry. Wtedy załamywałem ręce i w nieświadomości wołałem o pomoc do wrednego katolickiego tatusia Jahwe nie wiedząc, że Prawdziwy Bóg Stwórca czuwał nade mną i nie pozwolił mnie dobić. Często wymieniałem imię Jezusa, a nie wiedziałem, że było ono takie drogocenne. Podczas podróży do miast gdzie świadczyliśmy ludziom usługi uszczelniania okien bardzo chciałem przekonać swoich pracowników o istnieniu Boga i o zbawiennej śmierci Jezusa. Wtedy to w samochodzie było cicho jak w rodzinnym grobie, nikt na poruszony przeze mnie temat nie wypowiadał się. Wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego opowiadając o Jezusie byłem taki szczęśliwy i promieniujący na policzkach. Byłem po prostu żywy, bo choć wpakowano we mnie fałszywą katolicką religię, która zabiła wielu, jednak Dusza moja ciągle żyła. Moi umarli z przerażenia pasażerowie w przeciwieństwie do mnie byli okropnie nieszczęśliwi i gdy zatrzymaliśmy się w pobliskim lasku, na załatwienie swoich potrzeb, słyszałem jak jeden drugiego pytał: kiedy wreszcie będzie ten Poznań bo ten wariat nas wykończy! Zapomnieli o tym jak ciężko pracowałem nad ich wypaczonymi charakterami przez które cierpiały ich żony i dzieci. Kiedyś wpadłem na pomysł, że pieniądze, które zarabiali lepiej jak będą leżały w moim portfelu, ponieważ codziennie po zakończonej pracy przepijali je namiętnie. Pamiętam, sprzeciw był straszny, jednak kiedy zacząłem wzruszać ich zatwardziałe serca przypominając im o ich głodnych dzieciach i żonach, które nie miały w co się ubrać, serca ich na moment miękły i na drugi dzień mogłem z nimi chodzić po sklepach doradzając im co mogą kupić dla swych opuszczonych rodzin. Było to bardzo śmieszne ale pozytywne. Największą uciechę miałem wtedy gdy po powrocie do domu ich żony ze zdziwieniem pytały mnie: panie, coś pan zrobił z moim mężem, on chyba zwariował, on nigdy mi nie kupił nawet kwiatka, a teraz przysyła mi paczki z naczyniami kuchennymi, a dla dzieci słodycze i to aż z Poznania.
Tak wspominając przeszłość zainteresowałem się znów filmem o Jezusie, który był wyświetlany w sydnejskiej telewizji. Właśnie zaczął się moment krzyżowania protoplasty chrześcijaństwa. Zimny pot wystąpił na moim czole. Nie wytrzymując krzyknąłem z całej siły: Bandyci, co wy czynicie! Dziś już nie pamiętam co jeszcze powiedziałem może wezwałem Imienia Bożego. Po chwili całe moje ciało napełniło się nieprawdopodobną energią i temperaturą. Od tej chwili przeżywałem niesamowite uczucia i odczucia, których nigdy nie odważyłbym się opisać, by nie skłamać i nie zgrzeszyć przeciwko Bogu.
***???w tym opowiadaniu wcześniej piszesz o tym glosie, nie wiem w takim razie czy coś tam nie trzeba zmienić aby nie uznali ze jesteś schizofrenikiem**???
Dużo rozmyślałem i analizowałem o tamtych chwilach. Zastanawiałem się co naprawdę się mi wydarzyło. Wszystko to miało na celu powstaniu prac na rzecz poznania naszego Miłosiernego Boga, który jest Wszechmogący i mieszka w niebiańskiej Galaktyce.
Wielu ludziom wydarzyło się wiele niesamowitych zdarzeń, jednak nie powstrzymali oni swoich zapędów rozgłaszając to przez co powstały różne legendarne, fałszywe opowiadania. W ten sposób zło wykorzystało ich wielomówstwo i w wielu kościołach po ich śmierci został o nich mit, że byli to ludzie święci, którzy w rezultacie dali fałszywe świadectwo w swej niedorzecznej, filozoficznej religii. Naczytawszy się tych religijnych bredni wolałem i wolę przemilczeć szczegóły swoich przeżyć, które były niesamowite.
PRZEŚLADOWANI Z POWODU POSZUKIWAŃ PRAWDY
Cała sala była wypełniona ludźmi po brzegi. Nawet na korytarzu nie było miejsca dla tych, którzy poinformowani przez propagandę publiczną mogli stać się świadkami śmiesznego widowiska jakie przygotował nam diabeł wraz ze swoimi aniołami. Jedni przyszli okrzykując nas odszczepieńcami, drudzy zaś popatrzeć jak to nowy rząd nie dbając o wolną demokrację mści się na tych, którzy w duchu prawdziwej demokracji próbowali ukazać rodakom ich narodowy problem.
Na sali w przedostatnim rzędzie zobaczyłem swoją rodzinę. Siostra moja, Kasia dała mi znać ręką bym się nie martwił, gdyż wszyscy z rodziny są po mojej stronie. Bardzo mnie to ucieszyło, gdyż utraciłem już nadzieję, że moja ziemska rodzina odrodzi się kiedykolwiek Duchowo w Prawdzie Jezusa.
Proszę wstać zakomenderowano do wszystkich znajdujących się na sali w warszawskim sądzie. Zapanowała cisza, skład sędziowski zajął swoje miejsca. Sędzią prowadzącą przewód sądowy była kobieta, pani Helena Kowalska.
Otworzono akta oskarżenia, w których mnie i moich przyjaciół oskarżano o naruszenie dobrego imienia kościoła Rzymsko katolickiego oraz fałszywe rozpowszechnianie religijnego przekazu chrześcijańskiego. Właściwie cały świat mniejszych lub większych religii był przeciwko nam i wszyscy mieli do nas pretensje, bo nie pasowaliśmy do ich przekonań. Do aktu oskarżenia z pewnością przyłączyłyby się zbory mieniące się chrześcijańskimi, które kiedy jeszcze były w duchu pokoju starały się przekonać nas, że ich bóg żydowski Jahwe jest ojcem Jezusa. Teraz pełne nienawiści chętnie starłyby nas na przysłowiowy proch, jednak przez zasady swych kościołów myśleli o nas jak o biednych potępieńcach, którym jednak należy przebaczyć. Ich przedstawicieli nie było na sali. Społeczeństwo w ogóle nie rozumiało, że my działaliśmy zupełnie jak Jezus, który to nie przyszedł zrujnować systemu religijnego, lecz go odbudować, a przede wszystkim ujawnić i zniszczyć plany diabła i jego aniołów. Źle zrozumiano naszą działalność, która dawała kościołowi polskiemu szansę do wyrwania się spod jarzma rzymskiego diabła, który przyszykował Polakom wielki podstęp, by odegrał haniebną światową rolę jako fałszywy prorok. Objawienie Jana rozdział 13 wersety od 11 do 14. Oni nie dali sobie wytłumaczyć, że nikt z nas nie miał zamiaru zniszczyć dorobku kościoła katolickiego. Dążyliśmy podobnie jak Syn Boży do tego, by zniszczyć i ujawnić przedsięwzięcia diabła i jego aniołów w obecnym systemie światowym. Staraliśmy się ukazać Światło Prawdy Bożej, by zostało ujawnione złe działanie tych, którzy zniszczyli największą wartość wszystkich kościołów oraz zborów i obecnie chcą wszystkich zwieść, by nie dostąpić Wiecznego Zbawienia. Żądza zemsty przeciwko nam tak wszystkich zamroczyła, że w żaden sposób nie mogliśmy porozumieć się i przekonać kogokolwiek, że działamy w duchu pokoju. Nikt nie rozumiał, że nasza działalność tyczyła się nie tylko do kościoła Rzymsko katolickiego, lecz do wszystkich religii i zborów, które też zostały zwiedzione. Kościół rzymsko-katolicki stał się obecnie naszym prześladowcą tylko dlatego, że jest obecnie przy władzy państwowej. Gdyby taką władzę osiągnął kościół na przykład baptystyczny lub Świadków Jehowy z pewnością byliby oni jeszcze gorsi w swym fanatyzmie i nie wiadomo czego mogliby dopuścić się. Ich metody odczułem na własnej skórze studiując przez około dwa lata z każdą z tych grup poszczególnie. Wielu moich przyjaciół przyłączyło się do różnych odstępczych zborów. Ratowałem ich w duchu miłości ich rodziny, które były na pograniczu rozpadu. Dzisiaj jako bardzo silni wyznawcy sekt omijają mnie obojętnie wręcz z olbrzymią nienawiścią jak trędowatego.
Na sali była cisza. Sędzina z bardzo poważną miną przeglądała jakieś dokumenty zachowując się jakby ich nigdy nie widziała. Byłem wystraszony wydarzeniami, w które wkroczyliśmy i nieustannie modliłem się o przetrwanie tego wszystkiego co na nas przyszło. To co teraz się dzieje było nie do uniknięcia. Już wcześniej doszedłem do wniosku, że tylko poprzez głośne, publiczne rozpowszechnienie naszej działalności jest możliwe pobudzenie ludzi do logicznego szukania odpowiedzi na pytanie kim jest Bóg i dlaczego naród polski przechodzi takie cierpienia.
Staliśmy przed sądem, a właściwie przed całym światem, by być skazani lub zaakceptowani, aby dokonało się zapowiedziane Zbawienie świata poprzez przybycie Boga. Świat ślepo uwikłany w swoje nieszczęścia stoi teraz przed ostatnią swoją szansą, gdyż czas cierpliwości Opatrzność Bożej i dobiega końca.
Diabelski szatan w osobie Mojżesza i jego aniołowie w przemyślany sposób utrudniali nasze działanie. Przez wiele wieków mordowano nas i męczono w nieludzki sposób, by nigdy nie dowiedziano się, że ukrzyżowano ciało niewinnego Jezusa, który ostrzegał swoich pobratymców przed oszustwami diabelskiego Mojżesza. Zawsze kiedy Dzieci Boże dążyły, by ostrzec różne narody przed praktykami z madonną były na przegranej pozycji w nierównej walce z diabłem, który uzbrojony w ogromne środki propagandy publicznej zagłuszał przekaz Prawdy Bożej swoimi ziemskimi kłamstwami.
Ostatnio od czasu do czasu informacje telewizyjne oraz wzmianki w prasie donosiły o niezidentyfikowanej grupie, która rzekomo działała przeciwko kościołowi Rzymsko katolickiemu. Oczywiście było to kłamstwo, gdyż celem naszej działalności nie było zrujnowanie systemów kościołów i religii, które utrzymywały się tylko w mocy fanatyzmu.
Teraz już na dobre, ci rzekomo katoliccy, święci ludzie zostali przebudzeni do swych autentycznych charakterów, by jak drapieżne zwierzęta rzucić się na nas i wyrządzić nam krzywdę. Przyczajeni ze swoimi oskarżeniami, które diabelski Mojżesz wcisnął w ich pełne nieczystości mózgi czekali kiedy sędzia odczyta wyrok. Ci przedstawiciele kościoła rzymsko-katolickiego wyglądali jak normalni ludzie, którzy zmienili tylko swe czarne habity na eleganckie garnitury, reprezentując się w nowej roli nie najgorzej.
Od razu przypomniał mi się moment jak pierwszy raz w życiu opuściłem Polskę wyjeżdżając z biurem podróży Orbis na wycieczkę do Egiptu. Spotkałem tam wielu eleganckich panów w garniturach, którzy jak potem okazało się byli księżmi katolickimi. Miałem wielki wyrzuty sumienia, że wcześniej nie wiedziałem, iż mam do czynienia z osobami kościelnymi, w których obecności nieraz siarczyście zakląłem. Obecnie sprawa ta w moim odczuciu wygląda całkiem inaczej. Z Polski dostawałem coraz więcej dziwnych listów, w których było mnóstwo skarg na księży z polskiego kościoła katolickiego, który wyrządzali wiele krzywd moim rodakom. Zrozumiałem, że kiedy Polacy byli pogrążeni w swoich kłopotach to nie dość, że okradali ich komuniści zaniżając wynagrodzenia za pracę, to i kościelni pasibrzuchy za datki kościelne używali przyjemności tego świata. Zdawałoby się, że czasy komunistyczne były ciężkie dla Polaków, jednak nie dla tych, którzy nigdy nie byli prawdziwymi ojcami i nie musieli troszczyć się o swoje dzieci, by zarobić na ich utrzymanie. Właśnie ci fałszywi ojcowie domagali się mnóstwa pieniędzy, a przy tym bezczelnie wymagali od swoich wiernych, by zwracano się do nich jak na ironię przez "ojcze wielebny". Była to czysta obłuda zważywszy, że napisano w Biblii gdzie Jezus zabronił, by kogokolwiek nazywać ojcem, ponieważ jeden jest Ojciec, który mieszka w Kosmosie, a który naprawdę nas zrodził. Czyżby oślepli? Niewidzący, że w Ewangelii Mateusza rozdział 23 werset 9 nie jest przedstawiona ta sprawa bardzo wyraźnie.
Wielokrotnie próbowałem rozmawiać z ludźmi z kościoła Rzymsko katolickiego, szczególnie z pewnym kapelanem prosząc go listownie, by odstąpił od żony pewnego poszkodowanego człowieka, o której to historii napisała mi jego matka. Dzisiaj wiem, że był to wielki błąd, ponieważ między innymi ten człowiek obecnie stał się moim prześladowcą. Tropił on mnie na każdym kroku, ziejąc z zemsty, że ujawniono jego romans z zamężną kobietą. Przez wiele lat podając się za wiernego przyjaciela korespondencyjnego pozyskiwał moje książki, które zamiast szczerze przeanalizować na swoje własne Zbawienie, użył przeciwko mnie.
Inni ludzie podobni do niego pod pozorem przyłączenia się do mojego misjonarstwa, pisali do mnie udając serdecznych i wdzięcznych po to tylko, by wyłudzić moje prace, które teraz leżały przed składem sędziowskim jako rzekome materiały dowodowe.
Prokurator, człowiek o bardzo niesympatycznej twarzy, zaczął czytać akt oskarżenia przeciwko mnie i moim przyjaciołom, których przywieziono z różnych więzień rozsianych po całej Polsce. Obecnie na rozprawę przywieziono nas w liczbie dwudziestu czterech. Inni czekali w więzieniach na swoją kolejkę.
Wysoki sądzie, przed nami siedzą oskarżeni, którzy poprzez różne akcje starali się zrujnować nasz narodowy system religijny. Przeczytał z kartki prokurator, który jakby obawiał się, że może powiedzieć coś poza kontrolą swego zwierzchnictwa. Przed wysokim sądem ciągnął dalej. Leży przed sędzią mnóstwo materiałów dowodowych wystarczających na dowiedzenie winy oskarżonym, którzy popełnili olbrzymie przestępstwo przeciwko naszemu narodowi. Mnóstwo świadków, którzy przybyli na rozprawę sądową udowodni wysokiemu sądowi, że oskarżeni nie tylko chcieli rozbić polską kulturę religijną ale również działali politycznie, by niszczyć nowy ustrój, który jest wielką nadzieją polskiego narodu! Powiedział mocno i stanowczo prokurator.
Mocne słowa oskarżyciela jakby na moment sparaliżowały mój umysł. Diabeł skoczył na mnie ze zdwojoną wściekłością, bym stracił panowanie nad sobą. Poczułem się bardzo słaby, bezbronny pośród tej całej zgrai wilków, które osaczyły mnie ze wszystkich stron. Pamiętam jak w podobny sposób pewien człowiek znęcał się nade mną kiedy to brano mnie z więziennej celi na przesłuchania do niego. Nigdy w takich momentach nie wiedziałem jak mam się zachować i co mam ze sobą zrobić, by ustrzec się dręczyciela, który jako duch diabelskiego Mojżesza krążył nade mną.
Sprawa była bardzo skomplikowana, obrona była wprost niemożliwa. Urzędnicy, ludzie, którzy działali przeciwko mnie i moim przyjaciołom nie mieli pojęcia o co w ogóle chodzi. Przekwalifikowani ze swoich poprzednich rządowych funkcji w komunizmie, który kiedyś szczycił się niewiarą w Boga teraz pod kontrolą aniołków w czarnych habitach byli marionetkami na usługach tych, którzy kurczowo złapali się nowych, ciepłych posadek rządowych, by ssać z nich pieniążki jak dopiero co narodzone niemowlę mleko z piersi swej pseudo kapitalistycznej mamy. Ich zaszufladkowany mózg i system wymuszania zeznań niczym nie różnił się od systemu, który wykonywali przedtem dla swych "czerwonych braci".
Byłem zaliczany do specjalnych więźniów, gdyż byłem przynależny częściowo do innego narodu poprzez australijskie obywatelstwo przez co trochę musiano się ze mną liczyć. Zupełnie jak fikcyjny biblijny apostoł Paweł, który będąc Żydem z rzymskim obywatelstwem wielokrotnie uniknął tragedii i niemiłych sytuacji. Moi bracia chrześcijańscy, którzy są oskarżeni taj jak ja byli przynależni tylko do Polski przez co zostali zaliczeni do kategorii niższej, gdzie bezkarnie ich bito i poniżano, by złamać ich wiarę i przekonać ich, by przyznali się, że obiecując im wyjazd za granicę zwiodłem ich, by działali na szkodę państwa polskiego.
W czasie przesłuchań, gdy byłem w więzieniu śledczym leciały na mnie wyzwiska, zamaszyste ruchy i mocne szturchańce w niższe partie ciała, by przestraszyć mnie i poniżyć do końca. Prześladowcy moi nie czynili mi większych znamion po uderzeniach, gdyż byłem znany poza granicami Polski i obawiano się opinii publicznej. Zapewne ich tata Jahwe tego sobie życzył będąc w sercach tych, którzy w swoim gronie nazywali się Żydami, a w gruncie rzeczy była to nieprawda. Oni właśnie nazywając się Żydami otrzymywali protekcję, by zajmować wysokie stanowiska rządowe. Czy to nie ironia losu? Kiedy Lech Wałęsa był zwykłym ślusarzem dwóch takich prostych ludzi jak ja i on mogli dogadać się, być może stać się przyjaciółmi, a może nawet wspólnie działać na chwałę naszego Boga i Zbawiciela. Dzisiaj sytuacja zmieniła się absolutnie. Osobowość Lecha Wałęsy zmieniła się w groźnego, bezlitosnego i niedostępnego prezydenta. Gdy pan Lech zasiadł pierwszy raz na stołku prezydenckim wysłałem do niego z listem pewnego człowieka z Poznania, by doradzić nowemu, niedoświadczonemu prezydentowi i ostrzec go przed szatańskimi zasadzkami jakie diabeł i jego aniołowie uknuli używając jego osoby. By zrzucił z siebie jarzmo nieistniejącej czarnej madonny, która była wizerunkiem indyjskiego bożka Harry Kryszna. Niestety człowiek, którego posłałem już więcej nie starał się ze mną skontaktować i opowiedzieć co się wydarzyło. Napisał do mnie wprawdzie list, by mnie ostrzec przed sytuacją jaka wtedy działa się w Polsce. Trudno mi było uwierzyć mu myślałem, że Polacy nareszcie cieszą się wielką demokracją. Dzisiaj to wszystko wyglądało jeszcze bardziej nierealnie; ludzie w czarnych habitach coraz bardziej stawali się widoczni w polskim rządzie, szkołach; dosłownie wszędzie. Teraz będąc w Polsce mogłem odczuć na własnej skórze jak zmieniają się charaktery ludziom, którzy swoją agresywnością przypominali oprawców przeszłej, ponurej historii świata. Zawsze tak było, że kiedy komuś grozi utrata pozycji lub majątku, diabeł zmieniał charakter człowieka nie do poznania. Ludzie ci stawali się morderczymi Neronami, Kaligulami, Hitlerami, Stalinami i innymi oprawcami. Wtedy diabeł zawsze był na wygranej pozycji. Utrata czegoś ważnego stawała się narzędziem szatańskiego działania. Podobnie też było w naszej sytuacji. Obecni twardogłowi jak to nazywano poprzednio komunistów nie mogli popuścić w swoich przekonaniach, gdyż utraciliby swoje posadki, które dopiero co udało się im złapać. Właściwie wpadły im one przez przypadek, ponieważ biedni robotnicy walcząc o swoje prawa nie uzyskali prawie nic, jedynie ludzie z kręgu kościoła rzymsko-katolickiego objęli ciepłe posadki okrzykując siebie zwycięzcami nad komunizmem. Mieli wspaniały argument, że komuniści to innowiercy, oni zaś niosą Światło Boże, które wyzwoli naród polski z niemocy. Ciemnota zaślepiła ich oczy. Z prześladowanych często stali się prześladującymi bez miłosierdzia, gotowi nawet zabić, gdy zajdzie taka konieczność. Zupełnie nie zorientowali się, że wszystkie wydarzenia historyczne to robota szatańska. Ewangelia Łukasza rozdział 4 werset 6 ukazuje dobitnie uzurpatorskie królowanie diabelskiego Mojżesza na ziemskiej planecie. Szkoda, że tego nikt nie dostrzega.
W czasie więziennych przesłuchań urzędnicy kościelni nakłaniali mnie do zmiany moich przekonań. Pewien proboszcz z kościoła katolickiego krzyczał na mnie, że to kościół wyzwolił Polaków z niewoli sowieckiej, a my działamy przeciwko wyzwolicielom. Obłuda i chamstwo ze strony tego wstrętnego człowieka zamknęły mi usta aby pokazać mu inny obraz wydarzeń jakie diabeł wyreżyserował w narodzie polskim. Czy taki człowiek jak on mógłby zrozumieć moją drogę emigracyjną do Australii, którą przygotowała mi Opatrzność Boża? Wiele wycierpiałem w tej drodze, w której Opatrzność Boża przywiodła mnie do pustynnej Australii. Objawienie Jana rozdział 12 wersety od 14 do 17.
Przez około dziesięć lat w wielkich mękach, które diabeł gotował mi codziennie rodziła się prawda o naszym Bogu, że jest naszym Ojcem którego cały Świat nie zna.
Iluż swoich braci widziałem to na australijskiej ziemi, którym nigdy nie udało się odzyskać świadomości w najprostszych sprawach.
Byli oni strasznie wykończeni chorobami oraz różnymi niesamowitymi przeżyciami, które kompletnie ich wyniszczyły. Nie odzyskali oni świadomości przynależności do swego Boga Ojca. Czasami będąc w Konsulacie Polski w Sydney widziałem jak moi rodacy wyglądający na dobrze zbudowanych mężczyzn byli bardzo zmordowani, przygnębieni, okropnie zmęczeni na twarzach i z ledwością drobnymi kroczkami podchodzili do okienka do urzędniczki, która przyjmowała od nich dokumenty związane z powrotem do Polski. Przedtem uciekali oni przed "czerwonym smokiem", który zagnieździł się w Polsce, teraz zaś przed smokiem australijskim, który uwił sobie gniazdo komunistycznych przepisów nie dając im szans i spokoju.
Często zastanawiałem się jak mam ostrzec ich przed nierozważnymi krokami. Jak podbudować ich stan duchowy, by przekazać im ostrzeżenie jakie Opatrzność Boża przekazała mi oraz moim nawróconym braciom i siostrom. Było to jednak wprost niemożliwe, gdyż zawsze stały przy nich piękne, dorodne żoneczki, które na mój widok dostawały szału nie dopuszczając do żadnej rozmowy. One ofiarowały dary swojej "królowej niebieskiej" czyniąc ze swoich mężów kozłów ofiarnych, którzy dręczeni w okropnych cierpieniach i mękach szatańskiego ognia niepowodzeń nie rozumieli od kogo otrzymują te niekończące się baty i dręczenia. Księga Jeremiasza rozdział 44 wersety od 15 do 27.
Pani sędzina zwróciła się do mnie bym podszedł do podium, na którym stawały osoby oskarżone lub świadkowie. Panie Peterson, w pana książkach wielokrotnie nazywał pan Polskę fałszywym prorokiem. Czy miał pan na myśli, że naród polski to fałszywi i niedobrzy ludzie? Spytała z zaciekawieniem sędzina.
Byłem zmęczony i zmieszany tymi wszystkimi wydarzeniami. Diabeł nie pozwalał mi skoncentrować się nawet na chwilę. Zacząłem modlić się w duchu modlitwą "Ojcze nasz, który jesteś w Niebie...". diabeł ustąpił, lecz przedłużające się chwile pobudziły sędzinę do ponownego wezwania abym wyjaśnił zagadnienie, które mi przedstawiono.
Proszę się nie bać i skoncentrować na moim pytaniu. Pomagała pani sędzina.
Nagle poczułem gorąco na całym ciele; pomoc Opatrzności Bożej nadeszła, bym mógł przeciwstawić się duchom przeciwnym.
Zwróciłem się do sędziny z prośbą, by zechciano mnie wysłuchać nie przerywając moich wywodów. Powiedziałem, że nie mam adwokata, ale będę się bronił sam, by udowodnić swoją niewinność. Oczywiście nie byłem w stanie udowodnić im, że Boska Mądrość i Jej opieka jest moim najmądrzejszym adwokatem, w którym można położyć pełną ufność. Sędzina skinęła głową na znak, że wyraża zgodę.
Proszę Wysokiego Sądu. Zacząłem swój monolog. Sprawa fałszywego proroka na usługach smoka, który przybierając postać zamaskowanej bestii jest opisana w Objawieniu Jana rozdział 13 od wersetu 14. W związku z tym prosiłbym o odczytanie tego biblijnego rozdziału, bym mógł zacząć przedstawiać materiał dowodowy na świadectwo, że wszystko w moich książkach jest prawdziwe.
Jakiś pan siedzący obok pani sędziny; prawdopodobnie specjalnie przygotowany na ten czas rzeczoznawca od spraw biblijnych pośpiesznie otworzył Biblię i zaczął cytować wskazane przeze mnie wersety z Objawienia Jana.
Byłem bardzo szczęśliwy, że pierwszy raz publicznie rozpatrywano cały dorobek jaki przekazała mi Opatrzność Boża kiedy byłem jeszcze na obczyźnie.
Zaczęto czytać!
(11) Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak Smok.
(12) I całą władzę pierwszej Bestii przed nią wykonuje, i sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której rana śmiertelna została uleczona.
(13) I czyni wielkie znaki, tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię na oczach ludzi.
(14) I zwodzi mieszkańców ziemi znakami, które jej dano uczynić przed Bestią, mówiąc mieszkańcom ziemi, by wykonali obraz Bestii, która otrzymała cios mieczem, a ożyła.
(15) I dano jej, by duchem obdarzyła obraz Bestii, tak iż nawet przemówił obraz Bestii, i by sprawił, że wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii.
Czy mogę zabrać głos? - zwróciłem się do składu sędziowskiego po przeczytaniu urywka z Objawienia Jana.
Sędzina wyraziła zgodę. Proszę zwrócić uwagę na to, że w Biblii katolickiej w odczytanych wersetach zmieniono słowo "obraz" na słowo "posąg". Tymczasem w oryginalnym tłumaczeniu Biblii jest mowa o "obrazie". Tak jakby komuś zależało, by przypadkiem nie skojarzono sobie, że chodzi tu o obraz częstochowski. W Objawieniu tym jest napisane, że jeśli ktoś zmieni cokolwiek w tym proroctwie dosięgnie go sroga kara. Jest to napisane w rozdziale 22 wersety 18 i 19.
Zatem kościół rzymski-katolicki niewiele mógł zmienić w tym proroctwie. Jednakże zmiana z oryginalnej wersji Biblii słowa "obraz" zmieniła nieco pojęcie proroctwa i mogłoby się zdawać, że nikt się tego nie dopatrzy.
Wyjaśniając dlaczego Polska stała się fałszywym prorokiem na usługach smoka czyli diabła przede wszystkim chciałbym zacząć od tego, by przedstawić Wysokiemu Sądowi dowody, że polscy księża poprzez swoją ekspansję zmobilizowali wszystkie środki, by zarazić cały świat kultem maryjnym; włączając obraz częstochowski jako główny atrybut**.
Na sali dał się słyszeć pomruk niezadowolenia, ponieważ nie lubiano jak cokolwiek złego mówiono na temat tego obrazu. Sędzina nakazała spokój. Po chwili mogłem kontynuować swój wywód.
W październiku 1992 roku we wtorek telewizyjny sydnejski program S.B.S przedstawił ogólną relację co dzieje się w Europie na arenie katolicyzmu. Całe szczęście, że tak się stało, ponieważ moje książki są oparte na duchowym przekazie, więc gdy je pisałem nie miałem jeszcze dowodów na potwierdzenie moich przypuszczeń. W tamtym czasie były one jako proroctwa przyszłych wydarzeń. Telewizyjny program S.B.S. potwierdził moje proroctwa w 100%.
Proszę sobie wyobrazić, że w całej Europie wśród wszystkich księży katolickich aż 20% to osoby pochodzenia polskiego. Czyli wynika z tego, że co piąty ksiądz uczący religii rzymsko-katolickiej we wszystkich krajach europejskich jest Polakiem i posiada polsko-brzmiące nazwisko. Telewizja australijska S.B.S. pokazała niektóre przykłady nauczania dzieci przez polskich księży w języku danego kraju w jakim się oni osiedlili. Widziałem jak polski ksiądz uczył holenderskie dzieci piosenek religijnych jakie są śpiewane w kościele katolickim w Polsce. Były one śpiewane oczywiście po holendersku. Zdawałoby się, że nie ma w tym nic dziwnego, jednak najdziwniejsze jest to, że mieszkańcy niektórych krajów skandynawskich nie życzyli sobie takich przedsięwzięć, a także nie chcieli, by do ich kościołów wkraczali nieznani i nie lubiani intruzi, którzy zazwyczaj byli pedofilami!
W telewizyjnym programie pokazywano również jak ludzie protestują w różnych krajach przed stosowaniem przez Watykan praktyk odwoływania ze stanowisk księży rodzimych krajów, by zastępować ich polskimi wysłannikami.
Niejednokrotnie ludzie z tamtejszych kościołów katolickich leżeli na ziemi nie pozwalając nowym, niechcianym księżom wejść do swych kościołów, które mają zupełnie inny charakter nauczania niż wymagał tego Watykan. Ksiądz polskiego pochodzenia nieomal depcząc po leżących ludziach, jak bezczelny intruz z rozkazu Watykanu szedł do swego nowego siedliska nie mając honoru ani ambicji.
Proszę Wysokiego Sądu, czy to nie jest zastanawiające, że niechcianych księży na siłę lokuje się w kościołach w innych narodach? - spytałem. Czy nie jest to jednoznaczny dowód, że watykańskie papiestwo z rodowodu rzymskiego tracąc na popularności z powodu swych historycznych i obecnych przestępstw chce posłużyć się innym narodem który jest ogłupiony do ostatnich granic, aby objąć panowanie nad światem? Proszę Wysokiego Sądu jaki jest sens ekspansji kościoła rzymsko-katolickiego w krajach skandynawskich, które nabrały innych cech i wartości chrześcijańskich, które zbliżone są do prawdziwych nauk Chrystusa? Spytałem stanowczo. Po chwili ciągnąłem dalej; nigdy przedtem w tych narodach nie pielęgnowano fanatycznie kultu obrazowego i nie otumaniano ludzi aby się im kłaniali jak to czyni się w słowiańskich krajach, które wielbią częstochowską madonnę.
Chciałbym teraz przytoczyć następny dowód przestępstwa religijnego, które poprzez pośrednictwo obrazu częstochowskiego zmierza do zwiedzenia całego świata jak to się już zdarzyło w czasach babilońskich. Proszę zatem szanownego pana z ławy sędziowskiej o przeczytanie fragmentów z Księgi Daniela, z których szybko wywnioskujemy, że trik obrazowy jest powtarzany w naszych czasach zastępując obraz babiloński obrazem częstochowskim. Proszę przeczytać niedługi fragment z Księgi Daniela obrazujący tamtejsze wydarzenia. Na przeczytanie całej Księgi Daniela mamy za mało czasu, ale spróbujmy wyciągnąć wnioski z tych kilku fragmentów. Proszę przeczytać fragment z Księgi Daniela rozdział 3 wersety od 1 do 7. Rzeczoznawca religijny zaczął cytować wskazane przeze mnie fragmenty:
(1) Król Nabuchodonozor sporządził złoty posąg o wysokości sześćdziesięciu łokci, a szerokości sześciu łokci i kazał go ustawić na równinie Dura w prowincji babilońskiej.
(2) Następnie polecił król Nabuchodonozor satrapom, namiestnikom, rządcom, radcom, skarbnikom, sędziom, prawnikom i wszystkim zarządcom prowincji zebrać się i uczestniczyć w poświęceniu posągu wzniesionego przez króla Nabuchodonozora. (3) Zebrali się więc satrapowie, namiestnicy, rządcy, radcy, skarbnicy, sędziowie, prawnicy i wszyscy zarządcy prowincji na poświęcenie posągu wzniesionego przez króla Nabuchodonozora i ustawili się przed posągiem, który wzniósł król Nabuchodonozor.
(4) Herold zaś obwieszczał donośnie: Rozkaz dla was, narody, ludy, języki;
(5) w chwili, gdy usłyszycie dźwięk rogu, fletu, lutni, harfy, psalterium, dud i wszelkiego rodzaju instrumentów muzycznych, upadniecie na twarz i oddacie pokłon złotemu posągowi, który wzniósł król Nabuchodonozor.
(6) Kto by nie upadł na twarz i nie oddał pokłonu, zostanie natychmiast wrzucony do rozpalonego pieca.
(7) W chwili więc, gdy dał się słyszeć dźwięk rogu, fletu, lutni, harfy, psalterium, dud i wszelkiego rodzaju instrumentów muzycznych, wszystkie narody, ludy, języki padły na twarz, oddając pokłon złotemu posągowi, który wzniósł król Nabuchodonozor.
Proszę Wysokiego Sądu - zwróciłem się do pani sędziny; w tym przypadku trzeba naprawdę wytężyć naszą wyobraźnię, by zrozumieć zbieżność dwóch wydarzeń. W czasach babilońskich, ówczesny babiloński władca pod karą śmierci kazał wszystkim ukłonić się do obrazu posągu. W dzisiejszych czasach jest bardzo podobnie; ludzi zmusza się pod presją do oddania pokłonu do obrazu częstochowskiej, czarnej madonny i jemu podobnych.
W częstochowskim klasztorze ceremonia jest bardzo podobna do ceremonii babilońskiej. Na dźwięk wielu instrumentów ludzie padają na kolana, a nawet na twarz. Jeśli mi ktoś nie wierzy niech sam tam pójdzie i się przekona.
Nie ma żadnej wymówki, że prowodyrem obecnej kampanii obrazowej z obrazem czarnej madonny jest naród polski. Przecież ruch chrześcijański jaki obecnie działa na całej kuli ziemskiej nie potrzebuje żadnych znamion symbolicznych w postaci obrazów lub wizerunków osób, które w żadnym przypadku nie odzwierciedlają logicznego zrozumienia, że Bóg jest żywy i nie powinien być czczony w martwych przedmiotach. Sprawa ma zupełnie inne podłoże. Poprzez kult maryjny jakaś moc chce zniszczyć przekaz Jezusa, którego zarazem chce się umniejszyć do roli malutkiego dziecka lub syna, który tak czy tak musi podporządkować się swojej matce. Narzuca się wierzącym na siłę kult maryjny i w ten sposób ludzie nie szukają odpowiedzi na pytanie kim jest Prawdziwy Bóg Stwórca. W efekcie tego żydowski Jahwe zostaje ojcem Jezusa; co jest absolutną nieprawdą. Maria, która urodziła Boże Ciało (Chrystusa) zostaje wy gloryfikowana do wysokości bogini wbrew jej własnym przekonaniom jakie sama miała w czasach misji Jezusa. Była ona tylko Żydówką i w swych zwyczajach religijnych brzydziła się jakimikolwiek obrazami. Sama Maria nie była zainteresowana ewangelią Jezusa. Jeśli są wątpliwości to bardzo proszę o odczytanie Ewangelii Mateusza rozdział 12 wersety od 46 do 50. Rzeczoznawca religijny zaczął recytować omawiany werset z Biblii:
Ewangelia Mateusza 12 wersety 46-50
(46) Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. (47) Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. (48) Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? (49) I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. (50) Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.
Tu widzimy wyraźne jak było naprawdę z Marią - powiedziałem do pani sędziny i reszty składu sędziowskiego.
Maria niestety nie chciała słuchać nauk Jezusa, uważając Go tylko za swego syna, który stwarza jej problemy. Poprzez Jego nauki ówczesny kościół żydowski dręczył jej ziemską rodzinę. Trzykrotna wypowiedz w Biblii, że Maria nie była wśród osób słuchających nauki Jezusa daje nam zupełną pewność, że Maria nie była zainteresowana Zbawieniem Wiecznym, które jest bardzo ważne dla każdego człowieka.
Pani sędzino. Kontynuowałem; rozpatrzmy następujący przykład; pani matka przychodzi do pani i mówi, że niepotrzebnie uczestniczy pani w tej rozprawie, że w końcu wszyscy kiedyś umrzemy i nasz spór jest bezsensowny, że pani praca jest bez sensu i nie warto narażać się zważywszy, że teraz jest moda zmieniania się rządów oraz ustrojów i może pani stać się przedmiotem zniesławienia. Jak pani by się czuła w stosunku do swojej matki? Spytałem. Czy porzuciłaby pani swoje posłannictwo jako przedstawicielka sądu polskiego?
Proszę sobie wyobrazić jak trudno było wytłumaczyć apostołom w tamtych czasach, że Syn Boży występował w Bożym Imieniu demaskując diabelskiego Mojżesza, który zwodził ich naród.
Co dopiero miała powiedzieć Maria, która będąc pod działaniem uduchowienia macierzyńskiego nie przyjęłaby nigdy do świadomości, że ma do czynienia z Chrystusem. Sprawa jest skomplikowana i bardzo trudno było wytłumaczyć ludzkości w tamtych czasach jaka jest prawda. Dlatego też teraz ja postaram się wyjaśnić Wysokiemu Sądowi jak logicznie powinno podejść się do zrozumienia Osoby Jezusa, którego diabeł i jego aniołowie za wszelką cenę chcą poniżyć do ostatecznych granic. Proszę sobie wyobrazić, że znajdujemy się w czasach kiedy Jezus głosił ewangelię. Żyjemy w narodzie żydowskim. Poza narodem żydowski na planecie ziemskiej istnieje dużo innych kultur i krajów. Jest tysiące różnych religii, a szczególnie niezliczone ilości odmian religii indochińskich. Prymitywne plemiona zaś wyznają wiarę w martwych bożków i fałszywe dewocjonalia. Jednym słowem nikt nie był w stanie stwierdzić kim jest jedyny, prawdziwy Bóg. Weźmy teraz pod uwagę sam naród żydowski, który w czasach Jezusa wyznawał wiarę w bożka Jahwe, którego zresztą wyznają Żydzi do dziś. Żydowskie pojęcie Boga było jednoznaczne. Dla nich bóg był i jest do dziś groźny, mściwy i wymagający krwawych ofiar! Powiedziałem wzmocnionym głosem, aby do wszystkich to dotarło. Niesamowite wyrocznie żydowskiego Jahwe były tak szokujące, że Żydzi musieli napadać na inne kraje, by złupić ich dorobek. Sami z poniżeniem przyjmowali ciosy swego bożka uznając je za błogosławieństwo. Ulegali mu absolutnemu posłuszeństwu. Naród żydowski nigdy nie zorientował się, podobnie jak Polacy, że są zwodzeni przez samego diabła. Od momentu kiedy Jahwe zwodził ich przez czterdzieści lat po pustyni ludzie ci są przeświadczeni, że są w mocy Boga Wszechmogącego. Sam dziwię się jak Żydzi tak dobrze prosperujący w świecie finansowym nigdy nie doszli do logicznego zrozumienia, że już od samego początku dali się nabrać na obietnice wolności przez podstępne wyprowadzenie ich z Egiptu, gdzie opisuje Stary Testament. Efekt wyjścia z Egiptu był dla Żydów fatalny w skutkach. Istna parodia, wszyscy Żydzi tragicznie zginęli przez intrygi ich bożka Jahwe. Pierwsze pokolenie zostało strasznie pohańbione. Ostatnie zaś na polecenie swego boga stało się złodziejami i bandytami napadając na bezbronny kraj wybili wszystkich w pień, by posiąść ich majątki.
Dzisiaj gdy ktoś dowie się, że w danym mieszkaniu dokonano zabójstwa absolutnie nikt nie chce tam mieszkać.
Dla Żydów takie odczucia wtedy były obce. Byli oni pewni, że wyrocznie ich bożka były słuszne. Dziwne, że choć tyle było wolnych terenów na świecie nie przyszło im do głowy założyć własne miasto i nie mordować innych narażając przy tym swoje rodziny.
Po takim rozpoznaniu boga żydowskiego od razu nasuwa się na myśl, że jest to podobny bożek jaki występuje w pogańskich, indochińskich religiach. W indochińskich religiach bożek ten ukazuje się w nieco innej formie, ale zawsze jest zwycięzcą w krwawych walkach ze swoimi przeciwnikami. Jezus natomiast ma charakter zupełnie inny niż krwawy Jahwe i inni, którzy podawali się za Boga. Jezus naucza, że jeśli ktoś nas spoliczkuje to powinniśmy nastawić drugi policzek nie szukając swojej zemsty. Jezus propaguje pokojowe rozwiązanie wszystkich konfliktów i uczy nas zupełnie innego postępowania niż żydowski, niemiłosierny i okrutny Jahwe, który mylnie jest przedstawiany we wszystkich religiach chrześcijańskich i żydowskich jak również katolickiej jako Bóg Wszechmogący.
Proszę Wysokiego Sądu temat ten wydawałoby się odbiega od tematu Polski, gdzie Polska jako fałszywy prorok ma pomóc diabłu oszukać cały świat.
Sprawa Jezusa ma tu niewątpliwie ogromny związek, gdyż właśnie poprzez naród polski diabelski Mojżesz chce wykonać swój bezczelny plan w 100%.
W tym momencie spojrzałem na twarze swych oskarżycieli, którzy w niedługim czasie mieli wystąpić w rolach świadków. Twarze ich były szare ze złości. Jak psy przygotowane do gonitwy za swoją ofiarą nie mogli doczekać się kiedy zaczną szczekać i ujadać przeciwko mnie i moim kolegom. Sędzina jednak czekała na dalszy ciąg mojego opowiadania. Zauważyłem, że oczy jej błyszczały z podniecenia, gdyż nigdy przedtem nikt w tak logiczny sposób nie przedstawił jej spraw religijnych. Niedawno zaczęła swój urząd sędziowski, gdyż jako katoliczka w systemie komunistycznym była dla ówczesnych władz komunistycznych tak zwanym człowiekiem niepewnym.
Proszę Wysokiego Sądu, tych wiele zbieżnych faktów powinno pobudzić wyobraźnię wszystkich, którzy nazywają się ludźmi wierzącymi, by zainteresowali się swoją religią i dogłębnie ją przestudiowali. Nie można wmówić sobie, że kościół jest wyrocznią naszych poglądów i że księża poniosą odpowiedzialność za złe nauczanie.
Jezus oddał na straszne męki swe Święte Ciało, by raz na zawsze zniszczyć kłamstwa różnych bożków i bogini, którzy zamierzali zająć miejsce Jego królowania we wszechświecie.
Panie Peterson. Zwróciła się do mnie pani sędzina; czyli pańskim zdaniem żydowski Jahwe nie jest Ojcem Jezusa? Ja cały w podnieceniu wykrzyknąłem - oczywiście, że nie, żydowski Jahwe absolutnie nie jest Ojcem Jezusa ani Bogiem Wszechmogącym. Jak można Jahwe nazywać Ojcem skoro Jezus powiedział jasno, że wszyscy, którzy podawali się za bogów przed jego misją to złodzieje i zbójcy. Wystarczy przeczytać Ewangelię Jana rozdział 10 werset 8.
Panie Koryszewski, proszę głośno odczytać werset, o którym jest obecnie mowa - powiedziała stanowczo pani sędzina do ławnika. Ławnik pośpiesznie zaczął szperać w Biblii. Diabeł strasznie przeszkadzał w tym momencie i dość dużo czasu upłynęło zanim pan Koryszewski zaczął czytać werset na głos.
Wszyscy, ilu ich przede mną przyszło, złodzieje są i zbójcy; ale ich nie słuchały owce.
Pani sędzina poszarzała ze złości. Groźnym wzrokiem spojrzała na mych oskarżycieli i czułem, że z wielką chęcią wygarnęłaby im co o nich myśli. Na mnie spojrzała przytulnym wzrokiem. Widziałem w jej oczach łzy i ogromną sympatię do mnie. Milczała ale jej milczenie było dla mnie wymowne. Uwierzyła w słowa Jezusa. Poczułem się trochę głupio, bo żal było mi mych oskarżycieli, którzy jakby mogli zapadliby się pod ziemię. Czułem i widziałem, że nagle otworzyły się im oczy i diabeł ustąpił z ich serc.
Po dość długiej chwili ciszy sędzina zwróciła się do mnie. Panie Peterson, co zamierzał pan uzyskać poprzez utworzenie Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Prawdy i Woli Boga Ojca Niebieskiego Jezusa?
Wyczułem, że to pytanie było z góry przygotowane dla mnie przez zwierzchników pani sędziny i musiała ona je zadać, by zadość uczynić swoim przełożonym, którzy z góry założyli, by mnie skompromitować w oczach publicznych.
Zacząłem swój monolog. Na świecie istnieje olbrzymia ilość religii. Ich przedstawiciele to na ogół luzie zamożni, wywodzący się z bogatych rodzin. Dorobili się oni na religiach.
Religie i kościoły zamknęły swoje drzwi przed ludźmi, którzy nie wyznają ich wiary. Pomocy materialnej udzielają tylko swoim wyselekcjonowanym członkom, którzy wcześniej przyczynili się swoją działalnością, by religie ich stały się bogate. Ludzie z zewnątrz nie brani są pod uwagę. Jeśli nawet ktoś z nich zdecydowałby się pracować na rzecz kościoła to wyciągnął z niego co się da. Jak wiemy u ludzi pogodnego i boskiego usposobienia brak jest jak to się mówi żyłki cwaniackiej. Do końca będą wykorzystani obiecując im tylko dostatnie życie po śmierci poprzez ich fanatyczne opowieści religijne.
Moje Stowarzyszenie miało na celu zjednoczyć ludzi, którzy są poza wpływami wszelkich kościołów i religii, a jednak są osobami wierzącymi. Po prostu wielu ludzi nie lubi gdy zamyka się im logiczne myślenie. Chcą oni sami aktywnie uczestniczyć w Ewangelii Jezusa. Nie chcą siedzieć w kościelnych ławeczkach będąc zamrożeni naukami fantazyjnych, fałszywych religii i kościołów.
Wśród ludzi, którzy przyłączyliby się do naszego Stowarzyszenia na pewno znalazłyby się osoby zamożniejsze, które można by zapoznać z osobami potrzebującymi pomocy i oni by im pomagali lub doradzili poprzez swoje doświadczenie jakie muszą poczynić kroki, by ich sytuacja polepszyła się. Ja nigdy nie skorzystałem z żadnych pieniędzy ofiarowanych przez kogokolwiek. Sam różnymi sposobami zdobywałem je, by uratować Ewangelię Jezusa przed szatańskimi kłamstwami. W moim średnim wieku jest wprost niemożliwe uzyskać jakąś znośną pracę. Jednak na każdym kroku czuwała nade mną Opatrzność Boża, która kierowała moje myśli dając wprost genialne rozwiązania na prześladujące mnie problemy.
Wszystkim osobom znajdującym się na sali sądowej zabłysły oczy. Twarze wszystkich promieniały ze szczęścia. Prawdopodobnie jeszcze niedawno spodziewali się, że znów zobaczą jakiegoś cwaniaka, który szuka łatwych zarobków na ludzkiej głupocie.
Atmosfera teraz była przyjemna, zupełnie jak w kościele na dobrze zorganizowanym kazaniu; nie tak jak z samego początku. Ja jednak poczułem się dość nieswojo; jak okropny grzesznik, zresztą jak każdy człowiek na tej Ziemi. Zauważyłem, że ludzie z sympatią patrzyli na moje oblicze; choć tak naprawdę nie należałem do osób bez zarzutu. Jestem podobny z wyglądu do polskiego papieża, przez co często brano mnie za jego kuzyna, jednak ja nigdy nie pozwoliłem sobie na to, by wzięto mnie za świętego. We wszystkich posunięciach, zawsze stawałem siebie na drugim planie.
Gdy jeszcze wszyscy byli zmieszani, bez pozwolenia sędziny, bardzo rozżalonym , drżącym głosem zwróciłem się do wszystkich: kochani bracia i siostry, pogódźmy się wzajemną, braterską miłością. Od dzisiaj niech każdy ma w sercu wielką nadzieję, że niedługo przyjdzie nasz Bóg nasz Zbawiciel uleczając nasze wady i da nam Wieczne Życie w Ciałach podobnych do Jego.
Patrzyłem na wszystkich ze łzami w oczach. Na sali było jak makiem zasiał tylko od strony korytarza słychać było jakieś poruszenie. Ludzie, którzy nie mogli dostać się na salę sądową pytali drugich: co tam się dzieje?
Sięgnąłem ręką do kieszeni. Wyczułem w niej niewielką dziurę i ucieszyłem się wyczuwszy malutki zwitek papieru. Była to karteczka z wierszem, który napisałem będąc w więziennej celi. Jak to dobrze, że nie znaleźli go policjanci, bo z pewnością by ją zniszczyli.
Spokojnie rozwinąłem swój drogocenny skarb i ze wszystkich sił zacząłem recytować:
Ojcze światu donoszę, że Ty jedyny nasz Bogiem.
Bo Twoja nieludzka chwała zrozumieć mi to dała,
żeś sam jest Odkupiciel i wieczny nasz Zbawiciel.
Że Imię Twoje niedaremnie znak wiary wyryło we mnie.
I trzymam się mocno jego pragnąc Zbawienia Twego.
Ojcze, czy jest jakiś sposób, bo nie chcą słuchać Twego głosu,
Że Ty Jeden, choć obecnie w Twej Prawdzie reprezentowany w Trój osób.
Twoja Najcudowniejsza Osoba Duchowa oddała Twą Chwałę na męki
I obolałe Ciało Zbawienie i Mądrość światu rozdało.
Nie mogę zrozumieć, że życie pełne udręki jest po to,
by Ciebie umieć znaleźć, dźwigając boleści krzyża męki.
Mieszkań w Tobie Ojcze jest wiele, jak zaproszonych na Syna wesele.
I by odziać się Twoją szatą weselną, pomagasz nam walczyć z mocą piekielną.
Przez pomocnika Syna, sługę Twego, na świecie Prawda zwyciężyła złego.
Niepojęte zrozumieć wielkość Twego ubrania, gdy będzie Twe dzieci osłaniać.
Te nadzieję wiecznej wolności nam dała, w okropnych mękach Twa Święta Chwała.
Twe usta pełne boleści, rozniosły zwycięstwa słów wieści.
Że kto uwierzy, żeś Ty sam Zbawiciel i uwielbi rady Twoje, mądrości otworzą mu drzwi podwoje.
Zrozumie wszystko w chrzcie zanurzając swe ciało, że Zbawienie Wieczne mu dało.
Choć nasz Ojcze Sobą przyozdobisz wielu
zawsze Arcykrólem będziesz na Syna i naszym weselu.
Nie glina, krew i woda pełne boleści,
lecz ma Dusza z wnętrza Cudownego Ciała będzie Cię pieścić.
Na sali wszyscy płakali. Były to łzy szczęścia, gdyż pośród nas był Duchowo obecny sam dawca Miłości i Wiecznego Zbawienia nasz Zbawiciel.
Jacek Peterson Imię literackie.
Z obawy na prześladowania prawdziwe zostało utajnione
Zakończenie
Chciałbym poinformować Państwa, że oprócz ostatniego opowiadania wszystko co tu napisałem to autentyczne fakty.
Ostatnie opowiadanie pod tytułem "Prześladowani z powodu prawdy" jest proroczym opisem wydarzeń, które prawdopodobnie mogą nastąpić.
W Polsce dzieją się wprost niesamowite zmiany, które powodują wielki ucisk dla ludzi mojego pokroju.
Niech to ostatnie opowiadanie będzie przestrogą dla tych, którym brak jest wyobraźni i mogą wyrządzić wiele krzywdy swoim bliźnim, zaś sobie największą. Utratę Zbawienia Wiecznego. Ewangelia Mateusza rozdział 25 wersety od 31 do 46.